poniedziałek, 14 maja 2018

Rok z życia dziecka

Rok życia z małym dzieckiem był jazdą bez trzymanki. Zleciał jak z procy strzelił, był przepełniony radością i miłością, ale też łzami i nerwami. Nic nie było take jak sobie myślałam będąc w ciąży. Do bycia rodzicem nie idzie się przygotować, nie pomogą (choć mogą ułatwić) żadne poradniki, rady dobrych cioć czy wcześniejsze partnerskie ustalenia. Każde dziecko jest inne, każde jest indywidualnością mającą swój charakter kształtujący się każdego dnia. Nam trafiło się bardzo ruchliwe, charakterne i nad wyraz uśmiechnięte dziecko przy którym trzeba mieć oczy dookoła głowy cały dzień. Od urodzenia kolejne dni przynosiły nowe wyzwania, miesiąc za miesiącem Idalia stawała się coraz bardziej dorosła, przypominając nam codziennie wieczorem, tuląc się i zasypiając, że wciąż jeszcze jest małym bobasem. To wspaniałe móc widzieć każdego dnia jak się rozwija, jak wkracza w świat pełen niebezpieczeństw wiedząc, że mama i tata zawsze pomogą przejść przez trudy dnia (np. zejść z podestu na który się wlazło i potem się jęczy, bo zejść już się nie umie). Jestem dumna, że mogę być jej mamą i mam nadzieję, że ona kiedyś będzie dumna z tego, że ma taką mamę. A jak wyglądał nasz miniony rok? Zacznijmy przegląd!

Pierwszy miesiąc był dla mnie bardzo ciężkim czasem. Z rozpaczą odkryłam, że to do czego przygotowywałam się całe 9 miesięcy nie jest takim jakie sobie zaplanowałam. Myślałam, że po narodzinach będzie przepełniał mnie bezkres miłości, że moje małe bobo będzie okazywać mi miłość w każdym spojrzeniu, że ta miłość będzie wręcz rozsadzać mnie od środka. Idalia nie była zaplanowanym dzieckiem, jednocześnie nie była też wpadką, więc od momentu pojawienia się dwóch kresek na teście ciążowym czekaliśmy na nią z radością i uśmiechem na twarzach. Od pierwszych chwil w dwupaku kochałam moją małą fasolkę i mogę śmiało stwierdzić, że była bardzo wyczekanym dzieckiem. Co się więc stało po porodzie? Zderzyłam się z rzeczywistością. Bo to wcale nie było tak, że przepełniła mnie miłość, wcale nie widziałam tego jej bezkresu w oczach własnego dziecka i choć na pozór wyglądałam na idealną matkę, z idealnym dzieckiem, tak we mnie aż się gotowało. Dotarł do mnie fakt, że całe moje życie się zmieni, ba! ja wtedy z każdym kolejnym nocnym uspokajaniem myślałam że moje życie właśnie się skończyło. Jakiś czas nie dawałam tego po sobie poznać, aż w końcu pękłam i postanowiłam się wygadać swojej drugiej połówce. Z biegiem czasu wiem jak ważna była ta rozmowa, gdybym wcześniej się na nią zdecydowała, może ten okropny baby blues (KLIK) poszedłby sobie szybciej. Dodatkowo doszły problemy z karmieniem piersią (KLIK) i wyrzuty sumienia. No bo jak mogło mi się wydawać, że nie kocham własnego dziecka? No bo jak mogę myśleć, że żałuję, że ją mam? Jak jako matka mogę nie dawać rady jej wykarmić? Nakręcałam się i nakręcałam i kołowrotek się toczył. Nie czułam tego co czuć powinnam, więc nazywałam się złą matką. Jak mogłam czuć inaczej skoro po 5 godzinach uspokajania maludy przychodził Krzysiek z pracy i mała spała już po 5 minutach? Teraz już wiem, że dzieci czują zły nastrój i nastawienie rodzica (zresztą do teraz tak jest), teraz wiem, że baby blues jest spowodowany spadkiem hormonów i dotyka bardzo wielu kobiet. Wiem także, że miłości do własnego dziecka trzeba się nauczyć tak jak uczy się go świata i własnych emocji. Dodatkowo w pierwszym miesiącu Idalia miała swoją pierwszą sesję zdjęciową w trakcie której spisała się idealnie i spędziła z nami swoje pierwsze święta Wielkanocne, większość czasu przesypiając przytulona do piersi mamy.

W drugim miesiącu przeprowadziliśmy się do naszego nowego mieszkanka, po 3 miesiącach życia na kartonach u moich rodziców. Idalia więc w końcu zamieszkała w swoim pierwszym domku! Pojechaliśmy na pierwszą dużą imprezę rodzinną- 80 urodziny prababci Idalki i przyjęliśmy pierwszych gości w majówkę. Do dziś pamiętam słowa naszej serdecznej przyjaciółki "jestem pełna podziwu tego jak spokojnie się zachowujecie gdy Idalka płacze, jak dajecie sobie radę z nią, ja przez pierwsze miesiące życia mojej córki totalnie nie mogłam się ogarnąć", powiedziałam jej wtedy "kochana, gdybyście tylko przyjechali z dwa tygodnie wcześniej...." :)

W trzecim miesiącu wiele się działo, radosnych rzeczy i tych mniej przyjemnych. Idalia pierwszy raz wyszła na spacer sam na sam z tatą, bo mama organizowała przyjęcie urodzinowe cioci Wiktorii (KLIK) (z tego co wiem był tata i jego koledzy, więc Ida była jedyną kobietą w towarzystwie- dobrze miała co? ;)). W tym miesiącu zaliczyliśmy też wesele i może nie bawiliśmy się do białego rana, ale i tak było cudownie (KLIK). Fakt, mała większość czasu przespała, ale mimo wszystko wzbudzała niemal tak samo duże zainteresowanie co para młoda ;) Niestety.. Parę dni później wylądowaliśmy w szpitalu po nieszczęsnym wypadku... Możecie o nim przeczytać TUTAJ... Jest to bardzo emocjonalny tekst, dziś gdy do niego wracam nadal mam łzy w oczach, ale już sobie wybaczyłam... Popełniłam błąd, ale jestem tylko człowiekiem i cieszę się, że ta historia zakończyła się tak jak się zakończyła, a Idalka jest zdrową, dobrze rozwijającą się dziewczynką.

W czwartym miesiącu udałyśmy się z moimi rodzicami w pierwszą daleką podróż- nad morze. Do dziś pamiętam minę Idalii jak zobaczyła ten ogrom wody w jednym miejscu! Podróż przebiegła wręcz idealnie, a i sam pobyt był bardzo udany. Często się mówi, że takie maluchy nie potrafią się zaadaptować w nowym miejscu, nie mogą zasnąć czy są nerwowe. U Idy nie zauważyłam żadnego z tych objawów, ważne, że była mama i jej mleko ;) W tym miesiącu też udaliśmy się do Wrocławia do zoo (KLIK). Tą wycieczkę musimy w najbliższym czasie powtórzyć, bo jestem pewna, że afrykarium zrobi na Idalce 1000kroć razy większe wrażenie niż wtedy- mała kocha zwierzęta!

W piątym miesiącu Idalia dostała swój pierwszy dorosły posiłek. Tak, znam zalecenia WHO, że dzieci karmione piersią powinny mieć rozszerzaną dietę po 6 miesiącu życia, także możecie sobie darować takie komentarze. Nasza decyzja o rozszerzaniu diety wcześniej nie była konsultowana z pediatrą. Mała od początku miała problemy z wagą, zawsze była na 3 centylu, albo nawet poniżej (raz udało jej się wskoczyć między 3, a 10) i chyba już od 3 miesiąca pożerała nasze jedzenie wzrokiem. Zdecydowaliśmy, że może stałe posiłki (podawane jako dodatek między karmieniami mlekiem) pozwolą jej trochę przybrać na masie. I... udało się! Mała wskoczyła na 10 centyl, a pediatra pochwaliła naszą rodzicielską decyzję. Dziś mimo ciągłego podjadania różnych pyszności Idalia nadal jest malutka i drobniutka, ale cóż.... nie ma po kim być wielka ;)

W szóstym miesiącu pojechaliśmy na nasze pierwsze rodzinne wakacje! (KLIK) Wybraliśmy miejsce ustronne i przytulne aczkolwiek nie oklepane- Piaseczno (nie to obok Warszawy :P). Pomimo, że pogoda nie dopisywała, wykorzystaliśmy nasz wspólny czas najlepiej jak się dało. Dużo chodziliśmy, zachwycaliśmy się przyroda, odetchnęliśmy świeżym powietrzem, wypoczęliśmy. Idalia na tym wyjeździe była istnym aniołkiem, a strach przed pierwszymi wakacjami z niemowlakiem miał po prostu wielkie oczy. Oczywiście podróżowanie z dzieckiem znacznie różni się od podróży w dwójkę, ale ten wątek pozostawię sobie na odrębny wpis ;)

Siódmy miesiąc nie wyróżnił się niczym nadzwyczajnym, oprócz tego, że Idalia cały czas była słodka, urocza i uśmiechnięta ;) Za to w ósmym miesiącu zaczął się armagedon. Ząbki. Idalce dziąsła zaczęły się rozpulchniać bardzo szybko, bo już w czwartym miesiącu, jednak prawdziwe ząbkowanie rozpoczęło się dopiero teraz i niestety to łatwych nie należało... Cierpieliśmy, wszyscy cierpieliśmy i odetchnęliśmy z ulgą, gdy pierwsza biała kreska pojawiła się na dolnym dziąśle. Zaraz za nią obok pojawiła się druga i wszystkie dolegliwości odeszły jak z bicza strzelił. Oprócz tego mała zaczęła siadać..i raczkować... i zaraz potem wstawać trzymając się czegoś. Tak zdecydowanie to był przełomowy miesiąc w nowo zdobytych umiejętnościach, a jak już się zaczęło to i rozpędziło się dalej jak tornado!

W dziewiątym miesiącu zafundowaliśmy córce moc wrażeń, a właściwie grudzień zafundował. Pierwsza gwiazdka! Magiczny wieczór, rodzinny czas, świecące drzewko i duuuużoooo papieru na podłodze, który można było rwać na kawałki. Co tam prezenty! Papier to było zdecydowanie coś. Idalia przeżyła też swoją drugą sesję zdjęciową, tym razem- rodzinną. Pamiętacie ją? Uwielbiam wracać do tych zdjęć (KLIK). W pierwszy dzień świąt Idalia obchodziła swoją pierwszą ważną uroczystość- chrzest święty! (KLIK) Niestety w tym czasie zmagaliśmy się też z zapaleniem oskrzeli, jednak nie zepsuło to humoru córce w tak ważnym dla niej dniu. Zaraz po rodzinnej gwiazdce przyszedł czas na sylwester. To był pierwszy dzień życia Idalki, w którym pozwoliliśmy jej pójść spać kiedy będzie chciała. Padła o 22 :D Oczywiście fajerwerki o północy ją obudziły i razem ze mną oglądała je przez okno, ale pół godziny później udało mi się ją z powrotem uśpić i bawić się dalej w gronie najbliższych mi osób. 13 grudnia rozpoczęliśmy naszą przygodę z basenem (opisywałam Wam ją TU), która trwa po dziś dzień i jesteśmy pewni, że będzie trwać jeszcze długi okres czasu. Tak, zdecydowanie grudzień był miesiącem pełnym wrażeń dla małej i nowości dla jej rodziców :)

Na gwiazdkę Idalia dostała pchacz od dziadków, który zdecydowanie ułatwił jej stawianie pierwszych kroków, a postawiła je już w styczniu czyli w dziesiątym miesiącu swojego życia. Powiedziała też swoje pierwsze słowo! Ku uciesze Krzyśka było to tata, ja na swoje mama musiałam poczekać jeszcze 3 miesiące :) Teraz za to "mamamamamama" jest grane cały czas... ;)

No i ruszyła! Pchacz przestał być już potrzebny! W jedenastym miesiącu nasza córeczka zaczęła samodzielnie chodzić. Nadal dość niepewnie, przeszkody najlepiej pokonywało się ze wsparciem rodziców, ale na prostej drodze rodzice byli niepotrzebni, a wręcz zbędni ;)

Stało się. Mój mały bąbelek, moja mała córeczka, moje największe szczęście, które rok wcześniej rodziłam 17 godzin, słoneczko, które urodziło się z wagą 3540 gramy i wielkością 54 cm obchodzi swoje pierwsze urodziny. Był to rok pełen szczęścia, rok pełen codziennego uśmiechu, rok tak bardzo inny niż wszystkie te, które przyszło mi mieć w swoim życiu. Inny, ale piękny, może nawet najpiękniejszy, lecz nie chce używać tego słowa w perspektywie kolejnych nadchodzących lat :) Na swojej imprezie urodzinowej mała wybrała różaniec. Kieliszek, pieniądze i książka w ogóle jej nie zainteresowały. Chyba będziemy mieli w rodzinie zakonnicę ;) W dwunastym miesiącu zaczęły wychodzić kolejne ząbki, było to niestety okraszone kaszlem, katarem, pojawiającą się gorączką i doskwierającym małej bólem, ponieważ na raz wybijały się dwie górne jedynki i dwie górne dwójki. Nieprzespane noce, kontrolne wizyty u pediatry i jakoś udało nam się przetrwać ten trudny czas. Aż strach się bać kolejnych ząbków! Kroki są już pewne i możemy śmiało powiedzieć, że przechodziliśmy roczek. 

Post miał dotyczyć dwunastu miesięcy życia dziecka, ale, że czas ucieka mi przez palce i nie wiem kiedy zakończyliśmy kolejny, trzynasty miesiąc, jego też Wam przybliżę. Przeżyliśmy w nim swoją drugą Wielkanoc w trójkę i pierwszy lot samolotem! Byłyśmy z Idalią trzy tygodnie w obcym kraju, a najlepszą formą zabawy stała się ta na placu zabaw. Szczegóły pierwszego lotu i pobyt w Budapeszcie opiszę Wam w kolejnych postach ;) 

Idalia z dnia na dzień się zmienia, staję się coraz bardziej samodzielnym człowiekiem i muszę Wam powiedzieć w sekrecie, że cudownie jest patrzeć jak dziecko z totalnie zależnego od rodzica malca staje się niezależną jednostką. Polecam! ;)




Zachęcam do obserwowania nas na instagramie! PIEGUSOWELOVE ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz