„W ciąży będziesz
się czuła bardzo kobieco, w końcu wydasz na świat nowe życie”
„Będziesz lśnić!”
„Blask będzie od Ciebie bił na odległość”
„Będziesz czuła się wyjątkowo”
„To będzie magiczny czas, będziesz wyglądać i czuć się magicznie”
Ile razy to słyszałaś? Ile razy myślałaś podobnie przed zajściem w ciążę? Wiele, prawda? A może myślisz tak nadal?
Ja natomiast się pytam: gdzie ta kobiecość, gdzie blask, gdzie magia?
Początki nie takie kolorowe.
„Będziesz lśnić!”
„Blask będzie od Ciebie bił na odległość”
„Będziesz czuła się wyjątkowo”
„To będzie magiczny czas, będziesz wyglądać i czuć się magicznie”
Ile razy to słyszałaś? Ile razy myślałaś podobnie przed zajściem w ciążę? Wiele, prawda? A może myślisz tak nadal?
Ja natomiast się pytam: gdzie ta kobiecość, gdzie blask, gdzie magia?
Początki nie takie kolorowe.
Należę do grona tych szczęściar, którą ominęły poranne mdłości, jednakże
wieczna senność dokuczała mi już od pierwszych tygodni. Zasypiałam wszędzie,
ciągle i o każdej porze dnia i nocy. Czułam, że sen jest mi potrzebny bardziej
niż tlen, siedzenie w pracy nigdy nie wydawało się tak trudne, a ograniczenie
ilości spożywanej kofeiny wcale nie pomagało w przetrwaniu dnia z otwartymi
powiekami. Dni spędzałam w pracy, a wieczory w łóżku, kontakt z narzeczonym był
nikły, bo wieczorna próba wspólnego obejrzenia filmu kończyła się na wybraniu
tytułu i zobaczeniu pierwszych 5 minut upragnionego seansu. Mój Krzyś był
cierpliwy i wykazywał zrozumienie, jednak niejednokrotnie doszukałam się w jego
oczach nutkę zawiedzenia. To ta skrywana magia?
Drugi etap niby łatwiejszy…
Drugi etap niby łatwiejszy…
Gdy oszałamiająca bezsenność zaczęła zanikać, życie stało się jakby łatwiejsze.
Jakby. Zaczęły pojawiać się pierwsze widoczne zmiany cielesne, brzuszek rysował
swój kształt pod sweterkiem, staniki dawno przestały pasować na przygotowujące
się do karmienia piersi. I tu zaczęły się schody i czas wyboru kremu przeciw
rozstępom- żadna z nas nie chce później wyglądać jak tygrys, prawda? Ja osobiście zaufałam bio oil, na brzuchu na
razie rozstępów brak, z piersiami troszkę się spóźniłam, jednak nieproszeni
goście zaczęli być mniej wyraźni. Mniej wyraźni, ale jednak są. To ten blask?
Dodatkowo w 6 miesiącu zaczęły mi dokuczać mocne bóle żołądka, pojawiły się pierwsze wymioty... Zaręczam, że nie chcecie o tym czytać, a ja również nie będę miała przyjemności z wracania myślami do tych chwil. Lekarz przypisał ranigast, codzienne stosowanie przez kilka dni przyniosło upragnioną ulgę, a ja znów mogłam funkcjonować normalnie. Do czasu.
„Trzeciotrymestrowa” masakra.
Dodatkowo w 6 miesiącu zaczęły mi dokuczać mocne bóle żołądka, pojawiły się pierwsze wymioty... Zaręczam, że nie chcecie o tym czytać, a ja również nie będę miała przyjemności z wracania myślami do tych chwil. Lekarz przypisał ranigast, codzienne stosowanie przez kilka dni przyniosło upragnioną ulgę, a ja znów mogłam funkcjonować normalnie. Do czasu.
„Trzeciotrymestrowa” masakra.
W 33 tygodniu, kiedy moja córka ułożyła się główkowo, od razu zaczęła pchać się
na świat. Wylądowałyśmy w szpitalu, na kroplówce podtrzymującej ciążę. Całe
szczęście, po 50 godzinach z wenflonem w ręku wypuścili nas do domu z
przykazaniem oszczędzania się i uważania na siebie.
Leżąc na tzw. „patologii ciąży” nasłuchałam się wielu historii. Jedna dziewczyna miała problemy z przepływami i jej dziecko ważyło mniej w 36 tygodniu niż moje w 33 (dwa tygodnie później lekarze zmuszeni byli przeprowadzić cesarskie cięcie, aby maleństwo się nie zagłodziło. Z tego co wiem zabieg przebiegł pomyślnie, a kruszyna kontynuuje swój rozwój w inkubatorze :)), druga od 35 tygodnia miała komplikacje związane z koordynacją ruchową, często traciła ostrość widzenia i wtedy strasznie zaczynała boleć ją głowa. Ze względu na swój stan nie mogła zrobić wielu niezbędnych badań, które pomogłyby zdiagnozować towarzyszące jej schorzenie, a nie wiadomo było czy ma ono jakiś wpływ na zdrowie maluszka. Z tego względu w 39 tygodniu lekarze przeprowadzili zabieg cesarskiego cięcia, aby nie ryzykować zdrowia matki i dziecka. Nasłuchałam się wielu krzyków kobiet cierpiących w trakcie porodu (wygrało „błagam, dobijcie mnie”) i bardzo się cieszyłam, że po 3 dniach i serii badań lekarze stwierdzili, że dalej mogę po odpoczywać w domowym zaciszu.
Główka mojego dziecka od tego momentu jest już w kanale rodnym, więc doskwierają mi wszystkie możliwe bóle w dolnej okolicy brzucha oraz pleców.
Sen graniczy z cudem. Jak już uda mi się zasnąć (co do łatwych zdań nie należy, bo moja dziewczynka robi się najbardziej ruchliwa nocą) to statystycznie co dwie godziny budzi mnie nacisk na pęcherz lub ból związany ze zmianą pozycji. Myślicie, że to przygotowanie do zbliżających się bezsennych nocy?
Rozchwianie emocjonalne z dnia na dzień robi się coraz bardziej uciążliwe, płaczę bo jogurt się skończył, bo kot mnie zdenerwował czy nie wiem co zrobić na obiad. Spływający makijaż (jeżeli w ogóle jest) nie wygląda seksownie ani nawet uroczo, więc… Gdzie ta kobiecość?
Po 30 tygodniu ciąży mój brzuch zaczął rosnąć z prędkością światła, rzeczy, które mogłam nosić bez problemu przestawały pasować, zaczynało brakować mi koszulek w których nie wyglądałabym jak parówka w nieściągniętym flaku, o obcisłych sukienkach musiałam powoli zapomnieć, bo za bardzo ściskały mi brzuch, w szpilkach nie byłam wstanie ujść pół metra, a spodnie ciążowe stawały się moim największym przyjacielem. Punkt krytyczny osiągnęłam gdzieś w okolicy 36 tygodnia, kiedy nie mogłam dopiąć się w kurtce zimowej, ale przecież nie kupię nowej na 4 tygodnie. Na ratunek przyszła mi ukochana babcia i zakupione przez nią poncho, w którym co prawda bywało trochę zimno, jednak dawałam radę. Wszędzie otaczają nas stylowe mamy, w pięknych sukienkach, szpilkach do nieba i dopasowanych bluzeczkach, jednak moim zdaniem zdecydowana większość kobiet, nie kupi sobie sukienki za 300 zł na ostatnie parę tygodni, ale o tym może w innym poście :) Nie ulega jednak dyskusji fakt, że strasznie trudno jest czuć się piękną, kiedy mieścimy się w parę ubrań na krzyż, a majestatyczny brzuch uniemożliwia nam dokładne ogolenie nóg.
Co z tą magią?
Leżąc na tzw. „patologii ciąży” nasłuchałam się wielu historii. Jedna dziewczyna miała problemy z przepływami i jej dziecko ważyło mniej w 36 tygodniu niż moje w 33 (dwa tygodnie później lekarze zmuszeni byli przeprowadzić cesarskie cięcie, aby maleństwo się nie zagłodziło. Z tego co wiem zabieg przebiegł pomyślnie, a kruszyna kontynuuje swój rozwój w inkubatorze :)), druga od 35 tygodnia miała komplikacje związane z koordynacją ruchową, często traciła ostrość widzenia i wtedy strasznie zaczynała boleć ją głowa. Ze względu na swój stan nie mogła zrobić wielu niezbędnych badań, które pomogłyby zdiagnozować towarzyszące jej schorzenie, a nie wiadomo było czy ma ono jakiś wpływ na zdrowie maluszka. Z tego względu w 39 tygodniu lekarze przeprowadzili zabieg cesarskiego cięcia, aby nie ryzykować zdrowia matki i dziecka. Nasłuchałam się wielu krzyków kobiet cierpiących w trakcie porodu (wygrało „błagam, dobijcie mnie”) i bardzo się cieszyłam, że po 3 dniach i serii badań lekarze stwierdzili, że dalej mogę po odpoczywać w domowym zaciszu.
Główka mojego dziecka od tego momentu jest już w kanale rodnym, więc doskwierają mi wszystkie możliwe bóle w dolnej okolicy brzucha oraz pleców.
Sen graniczy z cudem. Jak już uda mi się zasnąć (co do łatwych zdań nie należy, bo moja dziewczynka robi się najbardziej ruchliwa nocą) to statystycznie co dwie godziny budzi mnie nacisk na pęcherz lub ból związany ze zmianą pozycji. Myślicie, że to przygotowanie do zbliżających się bezsennych nocy?
Rozchwianie emocjonalne z dnia na dzień robi się coraz bardziej uciążliwe, płaczę bo jogurt się skończył, bo kot mnie zdenerwował czy nie wiem co zrobić na obiad. Spływający makijaż (jeżeli w ogóle jest) nie wygląda seksownie ani nawet uroczo, więc… Gdzie ta kobiecość?
Po 30 tygodniu ciąży mój brzuch zaczął rosnąć z prędkością światła, rzeczy, które mogłam nosić bez problemu przestawały pasować, zaczynało brakować mi koszulek w których nie wyglądałabym jak parówka w nieściągniętym flaku, o obcisłych sukienkach musiałam powoli zapomnieć, bo za bardzo ściskały mi brzuch, w szpilkach nie byłam wstanie ujść pół metra, a spodnie ciążowe stawały się moim największym przyjacielem. Punkt krytyczny osiągnęłam gdzieś w okolicy 36 tygodnia, kiedy nie mogłam dopiąć się w kurtce zimowej, ale przecież nie kupię nowej na 4 tygodnie. Na ratunek przyszła mi ukochana babcia i zakupione przez nią poncho, w którym co prawda bywało trochę zimno, jednak dawałam radę. Wszędzie otaczają nas stylowe mamy, w pięknych sukienkach, szpilkach do nieba i dopasowanych bluzeczkach, jednak moim zdaniem zdecydowana większość kobiet, nie kupi sobie sukienki za 300 zł na ostatnie parę tygodni, ale o tym może w innym poście :) Nie ulega jednak dyskusji fakt, że strasznie trudno jest czuć się piękną, kiedy mieścimy się w parę ubrań na krzyż, a majestatyczny brzuch uniemożliwia nam dokładne ogolenie nóg.
Co z tą magią?
Droga, przyszła mamo, mam nadzieję, że nie zraziłam Cię do macierzyństwa.
Namiastkę czarów możesz poczuć z momentem pierwszych ruchów swojego potomka, a
prawdziwa magia dzieję się wtedy, kiedy na świat wydajesz to maleństwo przez
które tyle czasu cierpiałaś. Bo to w nas kobietach jest największa siła, to my
mamy tę moc przedłużenia istnienia ludzkiego. Zawsze chciałam zobaczyć jak to
jest być w ciąży i teraz wiem, że ten stan nie należy do moich ulubionych. Ale mimo
tylu niedogodności, które pojawiają się kolejno, w kolejnych tygodniach ciąży,
ta mała istotka, którą tyle czasu nosiłaś pod sercem wynagrodzi Ci wszystko, te
bóle, stresy czy tygrysią skórę, a przynajmniej tak myślę i na pewno za
niedługo, dam Wam znać.