środa, 27 czerwca 2018

14 rzeczy, które musisz zrobić będąc w Budapeszcie- część 1

Nasza budapeszteńska przygoda zakończyła się już parę tygodni temu, jednak nadal pozostaje nam w głowie i codziennie i ja i Krzysiek myślimy jak fajnie byłoby przejść się spacerkiem nad Dunajem albo zjeść tą tłustą pizzę przy domu. Budapeszt ma w sobie magię, bez wątpienia. Byliśmy w nim trzy tygodnie (Krzysiek prawie sześć), a nadal nie zrobiliśmy w nim wszystkiego co zrobić bym chciała. W sumie jak spojrzeć na to z szerszej perspektywy to dobrze- jest po co do niego wracać i co zwiedzać ;) W internecie jest pełno informacji o treści "co warto zwiedzić w Budapeszcie", więc postanowiłam to ugryźć trochę inaczej. Co warto zrobić będąc w Budapeszcie? Wiele rzeczy, a przedstawiam Wam najważniejsze z nich.

1. Zrobić fotkę na Chain Bridge
Jest to najbardziej znany most w Budapeszcie. Powstał w latach 1839-1849 i jako pierwszy połączył dwa oddzielone od siebie miasta- Budę i Peszt. Uroczyste podwieszenie łańcucha odbyło się w 1848 roku, co podziwiało kliku stojących na rusztowaniu gości (w tym István Széchenyi, który wpadł na pomysł by ów most zbudować). W trakcie wciągania liny, ta zerwała się i uderzyła w rusztowanie z ludźmi, którzy wpadli do wody. Hrabia Széchenyi wyszedł z tego cało, ponieważ potrafił świetnie pływać, nigdy jednak nie zdecydował się przejść po tym moście ;) My zrobiliśmy to nie raz i wyszliśmy z tego cało ;) Most faktycznie znajduje się w centralnym punkcie Budapesztu i jego brak odczuliby wszyscy mieszkańcy i turyści, więc fotkę na nim lub z nim w tle powinien mieć każdy, kto Budapeszt odwiedził!





2. Zjeść langosza
Langosz to tradycyjny węgierski fast food... tfu! danie ;) Jest on sprzedawany praktycznie na każdym rogu i nie ma możliwości byście nie mogli go znaleźć. Są to drożdżowe placki smażone na głębokim tłuszczu, podawane najczęściej z sosem czosnkowym i startym żółtym serem- czyli 100% bomba kaloryczna ;) Jeżeli jesteście na diecie... przykro mi, właśnie ją zaprzepaściliście. Ale chyba można się poświęcić dla tak pysznego dania? Krzysiek na początku nie był do niego przekonany, jednak za drugim razem przepadł z kretesem- tak właśnie langosz działa na kupki smakowe. Koniecznie musicie go spróbować! 





3. Przespacerować się wzdłuż Dunaju
Tego chyba rozwijać nie muszę. Dunaj jest drugą co do długości rzeką w Europie i przepływa przez 10 krajów europejskich, w tym Węgry. W Budapeszcie brzeg Dunaju jest cały zabetonowany i niestety nie ma miejsca w którym można usiąść na samym jego brzegiem (chyba, że na schodach). Z perspektywy turysty uważam to za minus, ponieważ miło byłoby usiąść na brzegu, być otoczonym naturą i wypić sobie piwo w takim otoczeniu (ciekawostką jest fakt, że w Budapeszcie możesz pić alkohol w miejscach publicznych ;)). Jednak z perspektywy mieszkańca uważam, że na pewno przyjemnie jest codziennie rano jechać samochodem wzdłuż rzeki przed rozpoczęciem ciężkiego dnia w pracy ;) 





4. Pojechać do SIOFOK
Dlaczego warto to zrobić będąc w Budapeszcie? Ponieważ droga trwa tylko półtorej godziny, a będąc na Węgrzech warto zobaczyć Balaton. Siofok jest największym turystycznym miastem na południowym brzegu Balatonu. Balaton natomiast jest węgierskim "morzem" o przepięknie turkusowej wodzie. Dane internetowe mówią, że największą zaletą tej miejscowości są 17 kilometrowe plaże... hmmm.. my byliśmy tam w kwietniu i zastała nas sama trawa i droga, a większość dostępu do jakichś zejść do wody była zamknięta- teren prywatny hoteli. Gdy zapytaliśmy w restauracji czy w pobliżu gdzieś jest piaszczysta plaża, usłyszeliśmy, że piasek przyjeżdża po 20 maja... No i zagadka 17 kilometrowych plaż rozwiązana. Niestety, jako, że byliśmy tam poza sezonem większość atrakcji turystycznych była pozamykana, jednak widać, że miasto ma potencjał i jest idealną alternatywą do zatłoczonych plaż nad polskim morzem. No i jestem pewna, że na Węgrzech nikt nie rozkłada parawanów o 5 rano ;) To co? W tym roku wakacje nad Balatonem? ;) 











5. Pokonać drogową serpentynę do Zamku Królewskiego
Spacerując po Budapeszcie przekonacie się, że większość czasu idzie się pod górkę. Serio... Idziesz 5 minut w dół, a kolejne 30 w górę. I tak cały czas. Generalnie spoko, nie miałam czasu na codziennie treningi to chociaż sobie pochodziliśmy :D Żeby dojść do zamku królewskiego trzeba iść długo, długo w górę, można to skrócić idąc schodami lub (jest to wersja dla leniwych) wjechać kolejką. Jednak z wózkiem sprawa była utrudniona ponieważ trzeba było wchodzić od tyłu zamku wijącą się serpentyną dróg. Spakowaliśmy więc w plecak tylko najpotrzebniejsze rzeczy żeby w razie potrzeby móc sprawnie wyciągnąć Idalkę i wnieść osobno wózek i nią. Będąc na samej górze dorwała nas burza, także tego... W Budapeszcie generalnie chyba rzadko pada. Przynajmniej wiosną i latem. A jak już pada szybko przechodzi, więc z reguły mieliśmy cudowną pogodę. Ale nie tego dnia. Na górze, na murach zamku burza i deszcz złapały nas szybciej. No i trzeba było zbiegać. Zbiegaliśmy inną drogą, z trzy razy się pogubiliśmy i musieliśmy zawracać, a jedyną osobą, która miała z tego frajdę była Idalia :) Gdy udało nam się dojść na sam dół, wbiegliśmy do najbliższej pubo-kawiarni, która była przepełniona po brzegi. Z ciekawostek, Krzysiek wypił tam chyba najdroższe piwo w swoim życiu ;) Także pod zamek na piwka to się raczej nie kierujcie ;)






 




6. Zachwycić się Budapest Eye
Londyn ma swój London Eye. W Barcelonie ponoć też coś jest, na Woodstocku (Polandrocku) też co roku staje diabelski młyn, więc i Budapeszt nie jest gorszy i posiada swoje miejskie oko. Stoi ono w centralnym punkcie Budapesztu i przyciąga do siebie tysiące turystów. Z ciekawostek, w pobliżu znajdują się sklepiki w których warto zakupić pamiątki dla siebie i bliskich, ponieważ ze wszystkich miejsc turystycznych w których mieliśmy okazję być, te sklepiki miały najlepsze ceny upominków ;) Sami nie zdecydowaliśmy się na przejażdżkę Budapest Eye gdyż cena tej przyjemności była za naszą trójkę zbyt wysoka (teraz już niestety nie pamiętamy jaka), jednak same otoczenie tej atrakcji zachwycało przestrzenią i zielenią.





7. Nie zgubić się w Labiryntach Zamku Królewskiego
Przeszukując internet w celu znalezienia wartych uwagi atrakcji, natknęłam się na labirynt zamku królewskiego, a że lubię takie nietuzinkowe miejsca, musieliśmy się do niego wybrać. Wejście kosztuję 2500 HUF czyli jakieś 40 zł od osoby :) Dzieci bodajże do lat dwóch wchodzą za darmo. W labiryncie można pokonać różne trasy, my wybraliśmy tą oświetloną i łatwiejszą ze względu na Idalkę... No dobra, ze względu na mnie, jej było wszystko jedno :P Przeszliśmy kawałek ciemną drogą, bez światła z mokrą posadzką... O i właśnie! Ta woda pod butami nie pozwoliła mi pójść dalej, bo miałam na sobie szmaciane trampki. Gdyby nie one na pewno poszłabym tą drugą trasą, na pewno ;) Labirynt miesza ze sobą trochę historii z nutką grozy. Wiecie, że był tam przetrzymywany Dracula? Najbardziej przeraziły mnie mroczne odgłosy w części poświęconej wampirom. Na prawdę polecam, jest to super alternatywa na schowanie się przed światem, turystami i częstym upałem męczącym w centrum miasta, pamiętajcie więc wziąć ze sobą ciepłe swetry i... nieprzemakalne buty ;)








Ciąg dalszy nastąpi ;) 
Dołączcie do nas na instagramie, aby być na bieżąco! LINK :)