czwartek, 29 czerwca 2017

Wyprawka. Czyli moje absolutne MUST HAVE

W dzisiejszych czasach zewsząd napadają na nas różne akcesoria dla niemowlaków. Idąc do drogerii znajdziemy butelki i smoczki, w hipermarketach patrzą na nas wielkie paczki pieluch, z witryn sklepowych misie wszelkich maści i rozmiarów spoglądają na nas wielkimi oczami, wszędzie, dosłownie wszędzie jest coś, co możemy kupić dla naszego maleństwa. Na przestrzeni kilku lat na rynku pojawiło się tyle bajerów, tyle nowych rozwiązań, tyle sprzętu, który możesz kupić dla niemowlaka, że strasznie trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć. Jednak czy naprawdę potrzebujemy wisiorek dla dziecka zrobiony z mleka matki (tak, tak istnieje coś takiego)? Oto moje MUST HAVE w które każda matka powinna się zaopatrzyć przed przyjściem na świat jej wyczekanego bobasa.

1. Łóżeczko/ kosz Mojżesza. Według najnowszych opinii pediatrów dziecko do 4 miesiąca życia powinno spać w łóżku z rodzicami. Jest to dla niego dobre ze względu na bliskość, którą czuje, zwłaszcza matki w której łonie był w końcu 9 miesięcy. U nas jednak łóżeczko się przydaje do spania, gdy po wieczornym karmieniu my się jeszcze nie kładziemy. Jak wiadomo mamy kota, który wieczorami staje się dzikim szajbusem biegającym w te i wewte po mieszkaniu czyli także po łóżku. Do łóżeczka nie wskakuje i jest nam zdecydowanie łatwiej to kontrolować. Po pierwszej pobudce i nocnym karmieniu Idalka ląduje między nami i śpimy tak razem do rana. Kosz Mojżesza za to przydaje nam się gdy jesteśmy same w domu. Mając 130 m2 bezpieczniej czuje się gdy mogę zabrać ją ze sobą do kuchni gdy gotuję obiad.


2. Wózek. To chyba rzecz oczywista. Kierując się wyborem zwróćcie uwagę na to czy gondola leży pod lekkim kątem. Ida zdecydowanie lubi już oglądać otaczający ją świat, a ponieważ jeszcze nie siedzi, spacerówka nie wchodzi w grę. Pamiętajcie, że wózek nie musi mieć w zestawie torby. Na rynku jest tyle świetnych, polskich marek robiących torby dla mam, że nie warto przepłacać kupując wózek tylko dlatego, że ma torbę na pieluchy. Po za tym nie oszukujmy się, są one po prostu brzydkie. Ja Wam polecam firmę TUTI. Torby są tak piękne, że nie wstyd je nosić nawet gdy wychodzimy gdzieś bez maleństwa. Pamiętajcie także o folii przeciwdeszczowej.


3. Kosmetyki i artykuły higieniczne.
- płyn do kąpieli, szampon i oliwka. My używamy Bambino. Płyn do kąpieli i szampon mamy w jednym, a oliwkę osobno. I pomimo, że Pani położna polecała nam emolienty, to ja uważam, że jeżeli dziecko nie wykazuje żadnych skłonności alergicznych to nie warto ich używać. Płyn wraz z oliwką wlewamy do wody razem i skóra naszego maleństwa po myciu jest jedwabiście gładka. Jak to się mówi, gładka jak pupcia niemowlaka ;)
- krem na odparzenia. Sudocrem, sudocrem i tylko sudocrem. Zero problemów, zero bólu, zero krzyku. Sprawdza się idealnie.
- specjalne patyczki do uszu dla niemowląt i płatki higieniczne do przemywania oczu. Codzienne przemywanie oczu noworodka pobudza kanaliki łzowe do działania, a patyczki do uszu przydają się również do osuszania pępka w pierwszych tygodniach życia malucha.
- chusteczki nawilżane. Żadna ilość nie będzie za duża, na pewno je wykorzystacie.
- paczka pieluch jednorazowych. Generalnie ja polecam kupować od razu dwójki. Jedynki mogą Wam się w ogóle nie przydać, albo będą dobre tylko przez chwilę. A gdy założymy naszemu maleństwu troszkę większe nic się nie stanie. Nie warto od razu uderzać w te najdroższe. Wiadomo, chcemy dla naszego dziecka jak najlepiej, ale osobiście radzę startować od tych tańszych i sprawdzać jak skóra naszego niemowlaka na nie reaguje. My osobiście lubimy Babydream z Rossmana i Dadę, którą kupicie w biedronce lub Hebe.
- pieluchy tetrowe i flanelowe. Pieluch terowych NIGDY za dużo. Nam jedna pielucha czasem nie starcza nawet na jeden dzień gdy małej się często ulewa, a więc albo będziecie mieli ich spory zapas, albo będziecie codziennie prali. Flanelowe natomiast przydają się do położenia na przewijak oraz do przewijania w innych miejscach niż domowe zacisze :) O! I dobrze jest je zabierać do lekarza i zawsze kłaść pod maleństwo, co zapewnia większą higienę.
- szczotka do włosów z miękkim włosiem. Nawet jak noworodek nie będzie miał włosków po narodzinach warto przeczesywać mu główkę, zmniejszamy wtedy prawdopodobieństwo pojawienia się ciemieniuchy.
- aspirator/gruszka do nosa. My mamy gruszkę i nie polecam. Przymierzamy się do zakupu aspiratora "katarek", ponoć fajna sprawa. Przyłącza się go do odkurzacza i wszystkie nieczystości zostają wyciągnięte z noska maleństwa. Brzmi dość creepy, ja nawet się śmieje, że wyssiemy małej mózg, ale cóż, trzeba iść z duchem czasu, a nie znam osoby, która by go miała, a nie polecała.
- ręczniki kąpielowe. Fajne są takie z kapturkiem. Na początku używaliśmy jednak do wycierania pieluchy tetrowe, ponieważ są one delikatniejsze.
- nożyczki do paznokci z zaokrąglonymi końcówkami. Mówi się, że paznokcie powinno się obcinać przez sen. Ja spróbowałam normalnie i nie jest źle. Wolę przygotowywać małą od razu do tej czynności, niż potem gonić ją po całym mieszkaniu.
- termometr. Pamiętajcie żeby szybko mierzył temperaturę ciała. Niemowlaki nie są zbyt cierpliwe. My mamy zwykły, ale coś ostatnio mu nie ufamy i przymierzamy się do kupna takiego co przykłada się do czoła dziecka. Ponoć dokładniejszy i sprawniejszy.
- płyn do prania i płukania. Mówi się, że najlepiej hipoalergiczny, ale tu stosuje taką zasadę jak z płynem do kąpieli. Jak nie ma potrzeby, nie warto. Jednak taki płyn jaki kupicie powinniście używać przez pierwszy rok życia maluszka, aby uniknąć ewentualnych reakcji alergicznych.


4. Ubranka. Dopasowane w zależności do pory roku.
- śpioszki - ok. 5 sztuk,
- body z krótkim rękawem - ok.10 sztuk (zimą zakładamy je pod śpioszek, więc nigdy ich za mało),
- body z długim rękawem - ok. 5 sztuk,
- skarpetki - ok. 7 sztuk (ciepłe lub cienkie),
- czapeczki - ok. 4 sztuk (ciepłe lub cienkie),
- kombinezon (zimowy)
- bluzki z długim rękawem - ok. 2 sztuk,
- bluzki z krótkim rękawem - ok. 2 sztuk,
- spodenki z gumką - ok. 4 sztuk,
- bluzy lub sweterki - ok. 4 sztuk gdy jest zima i 2 gdy mamy lato.
wydaje mi się, że nie warto kupować ubranek poniżej rozmiaru 56. A i to 56 nie ponosi Wasze maleństwo za długo, szybko przeskakując w rozmiar 62.

5. Akcesoria do spania.
- rożek. służył nam codziennie przez pierwsze półtorej miesiąca życia córki. Do tego stopnia, że nie miał czasu wyschnąć po praniu, dlatego polecam zaopatrzyć się w dwie sztuki, albo otulacz zamiennie. Noworodki uwielbiają być krępowane, tak czują się najbezpieczniej, ponieważ taki stan rzeczy znają z brzuszka mamy.
- kołderka + dwa komplety pościeli. Pamiętajcie, że niemowlaki nie potrzebują poduszek, a wręcz jest niewskazane aby je im dawać.
- kocyki. Warto mieć minimum dwie sztuki.

6. Butelka antykolkowa. Nawet jeżeli planujesz karmić piersią warto zaopatrzyć się w taką butelkę, w końcu czasem Twoje maleństwo będzie zostawać z tatą czy babcią i mimo braku piersi matki będzie musiało coś zjeść.

7. Pojemniczki do zamrożenia pokarmu. Jestem zwolennikiem mrożenia mleka matki na czarną godzinę. Daje nam to większy komfort psychiczny, nie musimy się martwić, że w przypadku nieplanowanej sytuacji nasze dziecko będzie skazane na mleko modyfikowane. Polecam kupować mniejsze pojemniczki (ok. 80 ml), bo raz odmrożonego mleka nie możemy zamrozić powtórnie, a szkoda by się zmarnowało. Jeżeli chcecie, w przyszłości opiszę Wam cały proces mrożenia swojego pokarmu, dajcie znać. W naszej zamrażarce czeka litrowy arsenał.


8. Smoczek. I mimo wszystkich fal hejtu, że smoczki są be, ja uważam, że to moje wybawienie. O ile rozumiem "zakaz" podawania smoczka dziecku do czwartego tygodnia życia, aby nie zaburzyło to techniki ssania piersi, to po za tym uważam go za cudowny wynalazek. Dzięki niemu jestem w stanie zrobić coś w domu, w przeciwnym wypadku Idalia byłaby "nieodcycowalna". Pamiętajcie, że na rynku istnieją smoczki zbliżone kształtem do piersi matki. Warto zainwestować w takiego. U nas zanim trafiliśmy na smoczek idealny sporo minęło, w efekcie czego w domu mamy osiem smoczków różnych kształtów i rozmiarów. No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Odsmoczkowaniem będziemy się martwić w przyszłości, a teraz żyjemy zgodnie z dewizą "jeżeli ktoś Ci mówi, że nie masz czegoś robić, ale to działa, to to rób".

9. Przewijak. Jeżeli nie masz miejsca w domu na przewijak wolnostojący to kup taki, który można położyć na łóżeczko, Twój kręgosłup Ci za to podziękuje ;)


10. Laktator. Przyda Wam się do misji "mrożenie", a także będzie wybawieniem w trudnych chwilach nawału pokarmu. Ja polecam elektryczny. Za względu na szybkość i mniejszy ból. Aby odciągnąć taką ilość laktatorem ręcznym, jaką ściąga elektryczny, musiałabym się nieźle nachapać, a do tego trwałoby to wieki. Warto zainwestować w taki, który ma nakładkę masującą oraz możliwość ściągania pokarmu z dwóch piersi jednocześnie ponieważ pomaga to w laktacji, o kolejnej formie oszczędzania czasu nie wspominając.

11. Wanienka. Dobrze żebyście kąpali maleństwo w takim miejscu gdzie obok będzie stał przewijak, aby łatwiej Wam było rozebrać dziecko i zrobić wszystkie czynności higieniczne po kąpieli. My obok przewijaka mamy komodę i to na niej kładziemy wanienkę. Dzięki temu nie musimy się schylać czy dużo dźwigać. Jeżeli nie macie takiego miejsca, zainwestujcie w stojak. Tak jak w przypadku przewijaka, Wasz kręgosłup Wam za to podziękuje. 

12. Fotelik samochodowy. Nie wiem czy wiecie, ale bez fotelika nie pozwolą Wam zabrać dziecka ze szpitala, nawet jak nie macie auta czy mieszkacie obok. Także jest to absolutne must have.

13. Niania elektryczna. Opcjonalnie. Istnieje taka aplikacja na androida o nazwie "Video Nanny", więc jeżeli macie dwa urządzenia mobilne w mieszkaniu i korzystacie z wi-fi, w zupełności Wam ona wystarczy. Jeżeli nie macie dużego mieszkania czy zwierząt w domu to nawet aplikacja Wam nie powinna być potrzebna.

14.Poduszka rogal. Ja polecam kupić ją już w ciąży. Taki większy rogal jest zbawienny w ostatnich miesiącach życia w dwupaku, w moim przypadku sen bez niego był niemożliwy. Później na pewno przyda się do karmienia, także zdecydowanie nie są to pieniądze wyrzucone w błoto.  


15. Śmietnik na pieluchy. I mimo, że na pewno nie jest to oczywiste must have jak wanienka czy wózek, jest to super bajer XXI wieku. Śmietnik taki zatrzymuje bakterie i przykry zapach w środku, a ponadto nigdy nie zalegają nam brudne pieluchy w kuchennym śmietniku na odpady. Zawsze wszystkie są wyrzucane jednocześnie co dodatkowo niweluje rozprzestrzenianie się brzydkiego zapachu po mieszkaniu. Zdecydowanie polecam.


I to już koniec mojej listy. Na pewno znaleźlibyście jeszcze mnóstwo innych rzeczy "niezbędnych" Wam i niemowlakowi, jednak przed zakupem maty edukacyjnej czy nosidełka, zastanówcie się czy maluszek będzie już cokolwiek kumał albo czy owe nosidełko nie będzie szkodliwe dla małego kręgosłupa Waszego dziecka. 

czwartek, 22 czerwca 2017

Forma mimo ciąży? Można. I Ty też możesz!

Mimo, że przed ciążą nie wyglądałam jak modelka Victoria Secret, to jakoś starałam się dbać o swoje ciało. Chodziliśmy z Krzychem na siłownię, od prawie dwóch lat nie jemy mięsa (dla innych może to nie jest zdrowe, ale nie wchodzę tu w polemikę, mam swoje zdanie co do tego i nie mam zamiaru go zmieniać, tak samo jak nie będę zmieniać Twojego), generalnie staraliśmy się na prawdę żyć zdrowo, chociaż pozwalając sobie na dni słabości. Wiadomo, wszystko w granicach rozsądku. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży byłam zmuszona do rezygnacji z treningów. Bardzo nad tym ubolewałam, zwłaszcza, kiedy będąc już na L4, Krzysiek oznajmiał mi, że po pracy leci na siłownię. Kurcze, nie dość, że siedziałam sama już ok. 9 godzin, to on jeszcze dorzucał sobie 2 godzinny (tak, tak, godzinka to już było za mało) trening. Było mi smutno, a dodatkowo zżerała mnie ogromna zazdrość, lecz z reguły nie dawałam tego po sobie poznać, a przynajmniej tak mi się wydaje. Gdy miałam gorszy dzień, prosiłam by wrócił do domu i pobył ze mną- zawsze wtedy wracał.

Ostatnio, przeglądając instagram, jedna z dziewczyn, którą obserwuje napisała, że jej dziecko właśnie zasnęło i mogła w spokoju zrobić trening oraz zapytała, jak inne matki wracają do sprawności fizycznej po porodzie. Jeden z komentarzy przykuł moją uwagę, brzmiał mniej więcej tak "Jeju... Jak ja Ci zazdroszczę, że masz czas na treningi.. moje dziecko jest tak absorbujące, że nie mam czasu w ogóle, a moje ciało woła o pomstę do nieba...". Pomyślałam "kurde, serio?" Po pierwsze w jakimś tam stopniu poczułam się urażona. Kobieta jawnie pisała, że moje dziecko czy dziecko właścicielki owego konta jest mniej absorbujące niż jej, po drugie pytam jak to, czy jej dziecko nie śpi? Nie ma męża, mamy, cioci, przyjaciółki, żeby chociaż na chwilę ktoś ją odciążył w opiece nad dzieckiem? I o ile to drugie jest jeszcze możliwe, to pierwsze nie. I nawet jeżeli dziecko robi sobie tylko 15 minutowe drzemki w ciągu dnia, to te 15 minut można przeznaczyć na spalanie ciążowego tłuszczyku. Po prostu każda wymówka jest dobra.

Kiedyś, dawno temu, tańczyłam hip-hop. Prawie dwa lata temu, kiedy mieszkałam już w Warszawie, dwie koleżanki z mojej dawnej drużyny hip-hopowej otworzyły swoje studio pole dance. Pamiętam jak byłam tym faktem zafascynowana, jak chwaliłam je wśród swoich bliskich znajomych, jak polecałam znajomym w Poznaniu tą szkołę, a sama mówiłam, że jeżeli kiedykolwiek wrócę do Poznania, to pójdę do dziewczyn uczyć się tego wspaniałego sportu. No i stało się. Wróciliśmy, Idalia przyszła na świat, a ja, po sześciu tygodniach połogu, kiedy to dostałam zielone światło od lekarza dotyczące powrotu do sprawności fizycznej, powiedziałam sobie - albo teraz, albo nigdy. Co czwartek chodzę na ponadgodzinne zajęcia, na których przełamuje swoje lęki, wzmacniam całe ciało, uczę się fantastycznych figur i stopniowo, powoli, wracam do przed ciążowej formy. Nie ma żadnych wymówek. Ida zostaje z tatą, albo jest "sprzedawana" babci, a ja mam czas tylko dla siebie. Czas, w którym ładuję baterię i dzięki wytworzonym endorfinom, wracam do domu z uśmiechem i nową energią do zajmowania się córką.


Oczywiście zdaje sobie sprawę, że samymi czwartkowymi zajęciami, nie jestem w stanie zbudować ładnego, silnego ciała. Z dietą niestety też jest różnie (choć słodycze staram się ograniczać), bo karmiąc muszę dostarczać swojemu dziecku wszystko czego potrzebuje, więc codziennie, po wieczornym karmieniu małej, włączam sobie na youtube filmiki z treningami na poszczególne partie ciała i pół godzinki dostarczam swojemu organizmowi siłowego kopa. Poniżej wstawiam Wam mój plan treningowy, może komuś się przyda, może będzie stanowił motywacje do działania.



Jak widać, największy nacisk stawiam na brzuch, bo jest on moim największym kompleksem i może się wydawać, że zapominam o treningu nóg, ale nic bardziej mylnego! Przecież 7 kilometrowe spacery to też forma treningu, prawda? Zwróćcie uwagę, że każdego dnia, po każdym treningu wykonuje, krótki, pięciominutowy trening rozciągający. Jest to bardzo ważna część treningu, która chroni nas przed urazami, nie zapominajcie o tym!

W ubiegłą sobotę byłam na warsztatach ze stania na rękach w studio tańca pole dance, w którym trenuje (link do szkoły TUTAJ). Przez trzy godziny uczyłam się jak poprawnie przygotować swoje ciało do utrzymania go w odwróconej pozycji pionowej, jak rozciągnąć mięśnie i przyszykować nasze stawy do tego wysiłku (chociaż ponoć stanie na rękach nie wymaga wysiłku... Cóż, uwierzę, jak nie będę go czuła). Muszę Wam przyznać, że dowiedziałam się wielu przydatnych informacji i na pewno będę częściej bywać na tego typu wydarzeniach, a pozyskaną wiedzę utrwalać, zamieniając czasem któryś z moich planów treningowych na tego typu ćwiczenia. Jeżeli chcecie wiedzieć o takich wydarzeniach zaobserwujcie fanpage szkoły (TUTAJ), a na pewno nic co interesujące Was nie ominie. Pamiętajcie, każde tego typu czynności wymagają odpowiedniego przygotowania! Bez odpowiedniej wiedzy nie możemy po prostu podejść do ściany aby odwrócić nasze ciało o 180 stopni, bo możemy zrobić sobie więcej szkody niż jest to warte. A co do nauki tej sztuki - warto. Świadomość każdej kostki, każdego mięśnia, zwiększa się o 100%, a co za tym idzie, potrafimy bardziej niż wcześniej kontrolować nasz organizm. Przedstawiam Wam mini fotorelację z warsztatów. Zdjęcia wykonała jedna z właścicielek szkoły Janeiro, Beata Nowicka. 







Nie chce więc więcej słyszeć, że się nie da. Żadnych wymówek! Właśnie teraz dokończ wykonywaną przez siebie czynność, wstań, włącz jakiś krótki filmik treningowy na youtube i zacznij działać. Twoje ciało Ci za to podziękuję i może formy do lata 2017 już nie będzie, ale na rok 2018 powinno już się udać ;) 


czwartek, 15 czerwca 2017

17 urodziny mojej "5 letniej" siostry

Nie wiem co mi odbiło, jak to się stało, co się zadziało? W połowie maja tego roku wpadłam na genialny pomysł zorganizowania imprezy niespodzianki mojej młodszej siostrze. Dodam, że nie byłam pijana, w końcu jestem matką karmiącą i mimo mojego nonszalanckiego usposobienia nie zdecydowałabym się na tak destrukcyjne w skutkach kroki jak spore w ilości picie alkoholu i podanie dziecku mleka z procentami (pewnie lepiej by spała, ale i bez tego źle nie jest). Wydaje mi się, że do tak desperackiego kroku jakim jest sprowadzenie bandy nastolatków pod swój dach, skłonił mnie fakt, że dwa lata i rok wcześniej mieszkałam w stolicy i szczerze nie pamiętam czy młoda w ogóle dostała ode mnie jakiś prezent (no cóż, aż tak idealna nie jestem, ale chyba każdy ma prawo do błędów). Podzieliłam się moim cudownym pomysłem z narzeczonym, a ten lekko przestraszonym głosem zapytał "jak Ty to widzisz?", a widziałam tak:

Postanowiłam zrobić najtrudniejszy tort w moim życiu - kinder tort, ponieważ moja siostra na zawsze będzie dla mnie "kinder". Znalazłam przepis w internecie i zrobiłam, oto on:

Tortownica:
Mąka ( 1 i ¾ szklanki)
cukier (2 szklanki)
jaja (2)
kakao (3/4 szklanki)
olej (pół szklanki)
proszek do pieczenia (1 łyżeczka)
soda (2 łyżeczki)
maślanka (1 szklanka)
gorąca zaparzona kawa (1 szklanka)
sól (pół łyżeczki)
ekstrakt waniliowy (1 łyżeczka)

Mąka i kakao- przesiewamy, mieszamy z cukrem, solą, proszkiem do pieczenia i sodą.
Maślanka + jajka + wanilia + olej- roztrzepujemy.
Miksujemy wszystko na niskich obrotach, dodajemy kawę i mieszamy.
Wszystko dajemy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia, pieczemy 60 minut w 180 stopniach. 
Sprawdzamy ciasto patyczkiem, który nie może się lepić, następnie uchylamy drzwi piekarnika i chłodzimy kilkanaście minut, potem wyciągamy z formy i studzimy do końca, przed krojeniem najlepiej odczekać całą noc.
kroimy na 3 blaty.

Jako, że nasz piekarnik jest nieprzystosowany do takich eksperymentów, w piątek rano, podczas gdy moja siostra była w szkole, wzięłam Idę "pod pachę" i poszłam (po raz kolejny dziękując losowi, że mieszkamy tak blisko) do rodziców robiąc tą część tortu u nich i błagając w eter by Wiktoria nie postanowiła zwolnić się wcześniej z lekcji. Nie zwolniła się, tata też jej nie zwolnił, ciasto wyszło, a ja, zacierając za sobą wszelkie ślady, wróciłam z córką do domu.

Krem:
Twaróg śmietankowy (500 gram)
cukier puder (1 szklanka)
kakao (2 łyżki)
mleko w proszku (3 łyżki)
śmietana kremówka 30 % (250 ml)
śmietan- fix (lub inny zagęstnik) (1 opakowanie- opcjonalnie)

Twarożek + cukier puder + kakao + mleko w proszku – ucieramy à dolewamy stopniowo śmietanę i miksujemy do powstania kremu ( + zagęstnik i miksujemy jeszcze chwile)
Kremem przekładamy blaty ciasta, rozsmarowujemy go też na bokach i lekko na wierzchu. Tort wstawiamy do lodówki na minimum godzinę.

Polewa:
czekolada mleczna (100 g)
śmietana kremówka (80 ml)

Podgrzewamy śmietanę aż będzie gorąca  (nie do gotowania!)
Czekoladę łamiemy na drobne kawałki i zalewamy gorącą śmietaną, czekamy minutę, mieszamy aż czekolada się rozpuści (jak nie można lekko podgrzać).
Polewę odstawiamy do ostudzenia (ok 3 minut, nie może być ani za gorąca ani za zimna). 
Lejemy małą łyżeczką po brzegach i wierzchu ciasta, na końcu rozsmarowujemy ja na wierzchu.

Dekoracje układamy póki czekolada nie zastygła całkowicie.



Do jedzenia przygotowałam także pancake'sy, oto przepis:

mąka ( 1 i ¼ szklanki)
jajko (1)
maślanka (1 i ¼ szklanki)
cukier puder (1/4 szklanki)
proszek do pieczenia (1 łyżeczka)
soda (1 łyżeczka)
oliwa (1/4 szklanki)
szczypta soli

W blenderze miksujemy wszystkie składniki na gładką masę o konsystencji śmietany. Rozgrzewamy patelnię i na średnim ogniu smażymy z dwóch stron. Podajemy z syropem klonowym, masłem lub cukrem (ja podałam marmoladę). Przy akcie twórczym tego przepysznego dania, popryskałam się rozgrzanym olejem. Takie oto poświęcenie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie blizn.



Jako, że nie za bardzo znam wszystkich bliższych znajomych mojej siostry, poprosiłam o pomoc w zapraszaniu ludzi naszą kuzynkę, która jest w wieku młodej i z którą na co dzień się trzyma. Dałam limit do 10 osób, nie wiem dlaczego zaproszonych zostało 13. Pojawiło się 9, także nie było najgorzej. Wśród zaproszonych gości była moja przyjaciółka, moje duchowe wsparcie w trakcie całej imprezy, za które ogromnie dziękuję! 


Krzysiek wziął sobie w ten dzień wolne. Wraz z czterema kolegami zabrał Idalię nad wartę. Rozmroziłam 180 ml pokarmu z mojego litrowego arsenału i z butlą w ręku życzyłam im dobrej zabawy. Postanowiliśmy, że lepiej będzie, jak wyjdą sobie na świeże powietrze, bo widok 9 nowych twarzy mógł być dla małej dość stresujący, a ja również nie chciałam towarzystwa co pięć minut uciszać, bo przecież nie o to chodzi w przyjęciach. Bałam się, oczywiście, że się bałam czy sobie poradzą, jednak moje obawy okazały się wielce niesłuszne, tata świetnie się bawił z córką, a córka okazała się dla taty bardzo łaskawa i nie płakała. Skorzystał na tym każdy, bo mama mogła sobie pozwolić na wypicie pierwszy raz od 10 miesięcy małej ilości winka - zbawienne! 

Pozostała zagadka jak ściągnąć siostrę do mojego domu. Mogłam co prawda zadzwonić i powiedzieć, że ma przyjść, jak codziennie, pomóc mi znieść wózek po schodach, ale wiedząc, że przyjdzie w swoim reprezentacyjnym stroju czyli w krótkich spodenkach, powyciąganej starej bluzie i braku makijażu postanowiłam jej tego nie robić. W końcu miała być szczęśliwa. Więc powiedziałam po prostu, że zabieram ją gdzieś z okazji jej urodzin. Nie powiedziałam gdzie, co jej bardzo nie pasowało, bo nie wiedziała jak się ubrać, ale musiała dać radę. Napisała mi nawet, że idzie w samym staniku, czemu bardzo kibicowałam, ale chyba w ostatnim momencie zmieniła zdanie.


Nie wiedziałam co w dzisiejszych czasach robią na takich imprezach 17-latkowie, ale jak się okazało, to samo co dorośli, ale bez alkoholu. Lepiej, nie? Fajnie, że jest jeszcze w naszych czasach młodzież, która potrafi się dobrze bawić w swoim towarzystwie. Brawa! Rozmowom, śmiechom i radości nie było końca.












Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim za przybycie. Jesteście fajnymi młodymi ludźmi. A Ty młoda, nie przyzwyczajaj się. To był jednorazowy akt dobroci! Sto lat, sto lat! 

Zdjęcia zrobiła moja przezdolna kuzynka Aniela Dmochowska. Dziękuję!

piątek, 9 czerwca 2017

Niegrzeczne dziecko i beznadziejni rodzice

Od zawsze lubiłem dzieci, więc od zawsze interesowały mnie ich zachowania, tak samo jak zachowania ich rodziców. Wielokrotnie myślałem o tym, dlaczego dziecko może zachowywać się tak, a nie inaczej i co z tymi rodzicami jest nie w porządku? Dlaczego reagują w taki, a nie inny sposób, albo dlaczego w ogóle nie reagują? Dziś mam dwumiesięczne dziecko, ale w mojej głowie już od dawna wiele się zmieniło.

Zacząłem inaczej postrzegać zachowania dzieci w momencie, gdy mojej cioci urodziła się córka. Dopóki mieszkałem w domu rodzinnym lubiłem spędzać z nią czas i mam wrażenie, że w jakiś sposób uczestniczyłem w jej życiu codziennym. Interesowałem się jej zachowaniami, kolejnymi etapami życia, a także obserwowałem proces wychowawczy przez jej rodziców. Pewnie, że nie wszystko było dla mnie logiczne i były pewne sprawy, które uważałem, że można by załatwić inaczej, ale jako osoba bez doświadczenia nie miałem prawa się wtrącać. Ba. Przede wszystkim nie miałem prawa tego robić bo nie byłem rodzicem. Dziś widzę, że doskonale sobie radzą i dbają o to aby moja kuzynka wyrosła na wspaniałą osobę.

Bardzo łatwo jest oceniać i pouczać rodziców w kwestii wychowania ich dzieci. Szczególnie lubią to robić osoby, które nie mają potomków. Dookoła jest mnóstwo znawców. Agnieszka przez pierwsze dni życia Idalii bała się wyjść z domu właśnie przez takich ludzi. Podejrzewała, że kiedy wyjdzie, mała się w końcu rozpłacze, a ona jeszcze nie zawsze wiedziała co zrobić w takiej sytuacji. Bała się, że ktoś przejdzie i powie ‘jakie biedne dziecko, ojej, dlaczego matka nie reaguje’. No i oczywiście przy jednym z pierwszych wyjść tak się właśnie zdarzyło. Ze łzami w oczach wróciła z naszą córką do domu i nie chciała już więcej wychodzić. Oczywiście namówiłem ją na spacery i dziś dzień bez choćby pół godziny na dworze jest dniem straconym. Z całą pewnością wynika to też z tego, że już potrafimy sobie poradzić z maleństwem i co najważniejsze nie zwracamy uwagi na innych. Dla mnie najważniejsze jest moje dziecko, a nie co myślą ludzie na około.

Każde dziecko jest inne. Ma inne potrzeby, inne zachowania, przyswaja różne rzeczy w innym tempie, lubi smoczka lub nie, śpi w nocy albo nie. Człowiek już od pierwszych dni swojego życia jest indywidualnością. Rodzice do tych indywidualnych kwestii muszą się w miarę dostosować. Oczywiście na tyle, aby obie strony były zadowolone. Brak przychylności u osób postronnych jest krzywdzący. Ludzie bardzo lubią oceniać zupełnie nie znając sytuacji. Nie wiedząc czy może dziecko jest chore, dlaczego może płakać albo źle się zachowywać. Każdemu rodzicowi należy się trochę wyrozumiałości. Śmiało można założyć, że matka lub ojciec wie jak ma do swojego dziecka podejść i to do nich należy kwestia wychowania, a nie do jakiejś pani w tramwaju czy w parku. A najgorsze jest to, że pouczają nas te same osoby, które nie potrafią przepuścić kobiety z wózkiem na ulicy albo ustąpić miejsca w tramwaju. Kiedy dziecko płacze są pierwsze aby wyzwać, ale gdy stoi ciężarna kobieta to widzą tylko to co znajduje się za szybą. Wstyd.

Nie oceniajmy. Kto jeszcze nie ma dzieci, niech ma na względzie, że nikt z nas nie rodzi się z umiejętnością „obsługi dziecka”. Wszystkiego trzeba się nauczyć, a i wiele też łączy się z indywidualnością, o której wcześniej już wspominałem. Bądźmy wyrozumiali. Jeżeli trzeba pomóc wnieść wózek do autobusu, pomóżmy. Zwracajmy uwagę na to co się dzieje dookoła, ale nie oceniajmy. 

Post napisał mój cudowny narzeczony



piątek, 2 czerwca 2017

Może Was zainspiruje?

Dlaczego patrzysz na niego z zazdrością? Dlaczego mówisz o niej, że jest głupia? Dlaczego ich sukces tak bardzo Cię boli? Dlaczego uważasz, że nie potrafisz, nie możesz, nie wyjdzie?

Byłam kiedyś bardzo zakompleksioną osobą. W gimnazjum patrzyłam na wszystkich z zazdrością, nawet najbliższe mi osoby były w moich oczach wyżej w hierarchii szkolnego łańcucha pokarmowego. Uważałam, że nigdy nie będę tak piękna jak ona, tak mądra jak tamta i tak zabawna jak ta kolejna. Każda z moich przyjaciółek wydawała mi się lepsza, ładniejsza, taka jakaś po prostu „bardziej” niż ja.  Moje poczucie własnej wartości podniósł on. Mój przyszły narzeczony, moja miłość i najlepszy przyjaciel w jednym. On- rozpoznawalny na całe gimnazjum, łamacz kobiecych serc, pewny siebie chłopak i ja- chuda, niska szara myszka o platynowych włosach i niebieskich oczach, niezauważana przez nikogo w szkole. Cud sprawił, że zaczęliśmy być ze sobą (chociaż on uważa, że to nie cud, a jego zasługa) i mimo wzlotów i upadków, rozstań i powrotów, zaczęłam inaczej patrzeć na pewne rzeczy.

Dlaczego zazdrościmy innym tylu rzeczy? Człowiek jest dziwnie skonstruowany. Zdecydowana większość ludzi gdy powodzi się jego przyjacielowi, nie potrafi cieszyć się jego szczęściem. Zdecydowana większość z radością spogląda gdy ktoś upada. Zdecydowana większość nie poda pomocnej dłoni, nie wesprze, nie powie „chodź pomogę Ci” i niestety ta sama większość będzie wymagać by w trudnych chwilach ktoś podał tą dłoń jemu. Miałam kiedyś koleżankę, która tylko chciała brać, nigdy dawać. Byłam na jej każde zawołanie, wyginałam się na prawo i lewo by jej pomóc, tu finansowo, tu w problemach z chłopakiem, a kiedy ja znalazłam się w jakieś trudnej dla mnie sytuacji, tej koleżanki nigdy nie było. Albo musiała jechać gdzieś z rodzicami, albo się uczyć, ale po prostu miała chandrę i „nie za bardzo będzie umiała pomóc”. Przez długi okres czasu myślałam, że tak po prostu musi być, nie widziałam tego, że ta koleżanka po prostu pasożytuje. Do czasu. Do czasu gdy spotkałam na swojej drodze szanujących mnie ludzi.

W pewnym momencie swojego życia zrozumiałam, że nie warto zazdrościć innym, a stawiać ich sobie jako wzór do naśladowania. I tak wśród moich znajomych mam ludzi, którzy inspirują mnie w różnych sferach życia. Przyjaciółka z Bydgoszczy będąc w ciąży wpadła na pomysł tworzenia przepięknych zestawów odzieżowych z cyklu „mama & córka”. Poszła na kurs szycia i po prostu zaczęła działać! Dla mnie to magia, budząca podziw i każdego wieczora, tuż przed snem myślę i kombinuję co by tu zacząć robić aby pracować dla siebie, a nie dla kogoś. Pomysł w głowie powoli, powoli kiełkuję, a to wszystko dzięki tej twórczej „zazdrości”, że przecież ja również mogę! Pracę koleżanki z Bydgoszczy znajdziecie TUTAJGorąco polecam!

Po ciąży moje ciało pozostawia wiele do życzenia. Wiem, że nie wyglądam źle jak na osobę, która dwa miesiące temu urodziła dziecko, ale ja nie chcę nie wyglądać źle. Ja chcę wyglądać dobrze. I nie siedzę patrząc na siebie w lustro ze łzami w oczach, bo chciałabym wyglądać jak ona. Jak ta co urodziła dziecko, a jej figura jest piękniejsza niż figura kobiety bezdzietnej. I tak oto patrząc na moją koleżankę, która jest trenerką pole dance, która dziecko urodziła 9 miesięcy temu, a figury może pozazdrościć jej nie jedna kobieta która dzieci nie ma,  zapisałam się do szkoły tańca w której prowadzi zajęcia i mam nadzieję, że ciężką pracą nad sobą będę mogła zainspirować inne matki i z dumą patrzeć na siebie w lustrze. Szkołę tańca pole dance w której uczą niezawodne instruktorki znajdziecie TUTAJGorąco polecam!

Mogłabym Was z tego miejsca przeprosić za „lokowanie produktu”, ale tego nie zrobię. Nie bójmy się mówić głośno o tym, że ktoś nas zainspirował, nawet wtedy, albo zwłaszcza wtedy, kiedy są to osoby z naszego otoczenia. Oni ciężką pracą do czegoś doszli, a my wcale nie musimy patrzeć na nich z zazdrością, a właśnie osiągnąć dzięki nim to, co osiągnąć chcemy. Zachęcam Was również do otaczania się samymi inspirującymi ludźmi, takimi, dzięki którym będziecie czuli, że możecie wzlecieć wysoko! A wszystkie „koleżanki” nie mające dla Was czasu, a wymagające go od Was poślijcie wysoko na drzewa. Jednocześnie starajcie się sami być inspiracją dla innych. Starajmy się być inspiracją dla siebie nawzajem , a na pewno pozwoli to nam ukształtować nas samych.