Spotkałam na swojej drodze ludzi, którzy w danym towarzystwie, zakładają odpowiednią twarz. Będąc z rodziną- są grzeczni, poukładani, koszula zapięta pod szyje i nienaganna fryzura; W środowisku odpowiedniej subkultury- noszą się na obraz kanonów w niej obowiązujących. W takim razie, która "osoba" jest tą prawdziwą? Skąd mamy wiedzieć czy katolicka dziewczyna, w sukience za kolano, wychodząc z domu, nie zmienia się w mniej religijną osobę? Gdzie leży granica między świadomym przypodobaniem się danemu społeczeństwu, a nieświadomą zmianą własnych manier, ukształtowaną po prostu życiem?
Pałam wielką niechęcią do ludzi, którzy za wszelką cenę chcą być lubiani; Biorą sobie za punkt honoru to, że ich status społeczny jest tym wyższy, o ile więcej ludzi powie- "Lubię go!". Aby osiągać ten cel, w danym środowisku, stają się ludźmi "pasującymi" do osób w nim występujących.
Uważam, że ważnym jest być takim jakim się jest na prawdę, ponieważ wtedy będziemy wiedzieć ilu mamy prawdziwych przyjaciół. Ważne jest, żeby ludzie akceptowali Cię takim jakim jesteś! Jeżeli komuś coś nie pasuje w Twoim zachowaniu to piąteczka i do widzenia! Bo po co Ci "znajomy", który Tobie powie- jesteś zajebisty, a za plecami, w otoczeniu innych ludzi będzie brzydko mówiąc- rąbał Ci cztery litery? Pamiętajcie- swój zawsze znajdzie swojego, a ilość znajomych i lajków na facebooku nie ustanawiają Waszego statusu społecznego.
Najgorzej jest wtedy, gdy ludzie zatracają swoje własne ja.
Czy w takim wypadku mówimy dalej o pozorach i o masce? Czy po prostu własne wyobrażenie tych ludzi o sobie sprawiło, że tacy się stali, co za tym idzie- pokazują światu swoją prawdziwą twarz. No bo w końcu tacy właśnie są.
Pozostawiam Was z tym pytaniem, odpowiedzcie sobie na nie sami ;)
Pamiętajcie- każdy z Nas jest inny i to jest właśnie magią naszego świata! ;)