czwartek, 11 maja 2017

Moje spotkanie z doradcą laktacyjnym

Tydzień temu spotkaliśmy się z doradcą laktacyjnym. Z racji tego, że od dnia porodu borykaliśmy się z koszmarnymi problemami z karmieniem piersią, w końcu, po miesiącu, stanowczo za późno, znaleźliśmy doradcę laktacyjnego i umówiliśmy się z nim na wizytę domową.

W większości przypadków można wybrać między wizytą domową, a wizytą w gabinecie. My wybraliśmy domową, trochę droższą, ale jednak wygoda, poczucie bezpieczeństwa i swoboda wygrały z pieniędzmi.

Zacznijmy od początku. Jak już pisałam w poprzednim poście, miałam do czynienia chyba z większością problemów, które można mieć podczas karmienia piersią. Począwszy od nawału pokarmu (tak wiem, że każda kobieta przez to przechodzi, ale jednak nie byłam przygotowana na taki ból), poprzez poranione brodawki, randkę z kapturkami, aż po zapalenie piersi i antybiotykoterapię. Położne w szpitalu pokazywały mi co prawda jak przystawić córkę do piersi, jednak jak to w szpitalu, było to pokazane na szybko i bardzo ogólnie, bez jakiegokolwiek zapoznania się z indywidualnymi potrzebami.

Nie zliczę ile razy chciałam się poddać. Ile razy klęłam na karmienie piersią, ile razy (bezpodstawnie) byłam zła na swoje dziecko, ile razy płakałam i krzyczałam do narzeczonego, że to pierdolę. Naprawdę nie zliczę, ale dalej walczyłam, wiedząc, że mój pokarm, to najlepsze co mogę dać mojemu dziecku.

Niestety w tej kwestii jesteśmy oszukiwane przez otoczenie. Zewsząd patrzą na nas jako na zadowolone kobiety karmiące piersią. W reklamach, na bilbordach, w filmach. Wszędzie karmienie piersią pokazane jest jak coś łatwego, naturalnego i przyjemnego. Naturalne owszem jest, ale na pewno nie jest łatwe ani przyjemne, szczególnie na początku. Karmienie piersią to krew, pot i łzy. Możecie pomyśleć sobie, że żartuję, przesadzam , ale nic z tych rzeczy. A zrozumieć mnie może tylko ta, która kiedyś karmiła lub karmić próbowała.

No więc w zeszłym tygodniu przyszła do nas Pani, na oko lat 30 parę, pod koszulką odznaczał się jej mały ciążowy brzuszek, a na twarzy gościł przyjacielski uśmiech. Usiedliśmy wygodnie na kanapie i zaczęliśmy rozeznanie. Całe szczęście Idalia dopiero co obudziła się głodna, więc bez problemu mogliśmy pokazać Pani jak wygląda karmienie. Wzięłam moją poduszkę do karmienia (JEŻELI JESZCZE ZASTANAWIACIE SIĘ NAD JEJ KUPNEM, NIE RÓBCIE TEGO. TO JEST ABSOLUTNE MUST HAVE KAŻDEJ MATKI KARMIĄCEJ!) i przystawiłam małą. Okazało się, że robię trzy podstawowe błędy:

1. Przystawiałam kruszynę otuloną w kocyk, otulacz, rożek czy inne takie, natomiast ważne jest aby brzuch dziecka dotykał brzucha matki, niezależnie czy dziecko dostawiane jest spod pachy, przodem, czy na leżąco. Gdy dziecko otworzy usta należy dosłownie wbić twarz malucha w pierś.

2. Idalia zbyt płytko chwytała brodawkę. Mój problem polegał na tym, że podawałam jej moją pierś, zamiast tak jak napisałam wyżej, przysunąć jej głowę do piersi.

3. Gdy mała się posilała trzymałam pierś, uciskając tym samym kanaliki mleczne, w efekcie czego nie mogło z nich lecieć mleko.

Były to dość przydatne informację, jednak Ida jest już przyzwyczajona do poprzedniego systemu karmienia. Bardzo trudno jest ją oduczyć złych nawyków i nauczyć nowego sposobu jedzenia. Walczę z tym tydzień, a ona nadal spłyca trzymanie brodawki, w efekcie czego słyszę cmokanie, kruszyna się zapowietrza i ma wzdęcia. Nie są one przyjemne ani dla niej, ani dla nas, bo robimy wszystko by pomóc jej pozbyć się bąbelków. Walczymy dalej, może nauczy się jeść poprawnie… W końcu.

Przy spotkaniu chciałam od razu zobaczyć czy mała poprawnie przybiera na wadze, gdyż podczas ostatniej wizyty położnej okazało się, że przybiera troszkę za mało. Konkretnie jest na dolnej granicy, więc trzeba to kontrolować, bo być może to po prostu taki jej urok. Jednak Pani nie miała ze sobą wagi, pomimo, że na stronie było napisane, że ma ją ze sobą zawsze. Trochę brak przygotowania nie sądzicie? Tłumaczyła się, że nie przyjechała  z domu i nie mogła jej wziąć. Halo, płacę, wymagam. Pozostaje nam czekać do kolejnej wizyty położnej lub naszej wizyty u pediatry.

Zapewne zauważyliście, że kreśląc o karmieniu piersią piszę w liczbie mnogiej. I nie tylko dlatego, że dotyczy to mnie i dziecka, ale również ojca maluszka. Gdy Ty jesteś niezadowolona, nie radzisz sobie, płaczesz, stwierdzasz, że już nie możesz dłużej, że nie dajesz rady, dziecko przyjmuje Twój zły nastrój i płacze, ciągle płacze,  wtedy najbardziej obrywa się jemu, Twojej drugiej połówce. To on musi to znosić i wspierać Cię na duchu, a w najgorszych momentach powiedzieć, że nic się nie stanie jak przestaniesz karmić i przejdziecie na mleko modyfikowane, że ważne jest abyś była szczęśliwa i w pełni cieszyła się macierzyństwem. Więc z tego miejsca pragnę podziękować mojemu narzeczonemu. Bez Ciebie Skarbie, właśnie teraz szłabym podgrzewać mleko w garnuszku ;)

Jakie są moje odczucia? Stanowczo za późno się na to zdecydowaliśmy. Mała przyjęła za dużo złych nawyków, za dużo już wiedziałam, za wielu informacji dowiadywałam się z różnych źródeł. Czuję, że trochę przepłaciliśmy, że 150 zł za tą garstkę nowych informacji, które otrzymałam to trochę za dużo, jednak przynajmniej uspokoiłam myśli i sumienie. Więc jeżeli, przyszła mamo, nadal zastanawiasz się nad tą inwestycją, to mimo wszystko uważam, że warto. Tylko zrób to na samym początku, najlepiej jeszcze w szpitalu :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz