czwartek, 24 sierpnia 2017

Nasza pierwsza rodzinna wycieczka

Jakiś czas temu siedząc z Krzyśkiem i Idalką przy śniadaniu narodził mi się w głowie pomysł, aby pojechać na jeden dzień do zoo do Wrocławia. Pomysł wydawał się dość szalony, w końcu mamy małe dziecko. Najwięcej obaw miał mój narzeczony, ale udało mi się go przekabacić mówiąc, że przecież Idalia bardzo chce jechać i zobaczyć afrykarium! Nie uwierzył, że to pragnienie naszej córki, ale ugiął się i mogłam zacząć planować nasz wyjazd. Stwierdziłam, że zabiorę z nami mojego 6 letniego chrześniaka żeby też miał frajdę, a gdy to zaproponowałam swojej cioci okazało się, że ona z mężem też z chęcią by się przejechali. I w ten o to sposób zrobiła nam się 6 osobowa grupka gotowa na całodniową wycieczkę. 

Ustaliliśmy termin na 20 sierpnia i o 7.30 tego właśnie dnia wyruszyliśmy z Poznania. Dwa dni wcześniej pojechałam na dworzec kupić bilety na pociąg. Wiedzieliście, że dzieci powyżej 6 roku życia nie mogą podróżować w przedziale z takimi maluchami jak Idalia? Mnie to dość zaskoczyło, w końcu wyrażałam na to zgodę, ale przepisy to przepisy, a jak wiadomo w naszym kraju najbardziej absurdalne reguły są najbardziej przestrzegane. Całe szczęście były miejsca w tym samym wagonie, więc dostaliśmy przedziały obok siebie. Podróż przebiegła bez większych problemów,  nie licząc jednego, bardzo nie miłego konduktora. Niestety wózek nie mieścił się na górnej półce w przedziale, więc postanowiliśmy nie wkładać go w ogóle żeby nie stwarzać niebezpieczeństwa. Uzgodniliśmy to także z jednym z konduktorów. Młodszemu służbiście bardzo to jednak nie odpowiadało, ponieważ w jego mniemaniu nie miał jak przejść i powiedział, że jak zaraz tego nie ogarniemy to policzy go jak osobę. Krzysiek oświadczył mu, że owszem, może włożyć wózek na miejsce do tego przeznaczone, ale nie odpowiada za śmierć kogokolwiek gdyby w razie hamowania ten spadł. Konduktor niewzruszony odszedł, a nam udało się zdjąć koła i zabezpieczyć stelaż w taki sposób, aby nie stwarzał realnego zagrożenia życia. 



Po dojechaniu do ogrodu zoologicznego postanowiliśmy najpierw pójść do afrykarium licząc na to, że o tej godzinie będzie jeszcze mało ludzi. Jakże błędne było nasze myślenie! Ludzi jak mrówek, jeden na drugim, pytanie tylko czy popołudniu było by ich mniej? Tego się nie dowiemy, jedno jest pewne - afrykarium to największa atrakcja turystyczna we Wrocławskim zoo.





Wielkie akwaria robią ogromne wrażenie. Moment, w którym idziesz w wielkiej kopule, a nad Tobą przepływają rekiny, płaszczki i inne rozmaite stworzenia świata podwodnego jest na prawdę godny zapamiętania. Zresztą spójrzcie, Idalia była podobnego zdania.


Krzysiek również był zafascynowany. Jak sam stwierdził, nie spodziewał się, że to miejsce zrobi na nim tak ogromne wrażenie, a dowodem na to był fakt, że gdy poprosiłam aby on trochę poprowadził wózek, zgodził się bez wahania, ale gdy tylko jakaś godna uwagi ryba przepłynęła obok nas, ponownie zostawił małą pod moją opieką i poleciał pstrykać zdjęcia. I tyle było z jego prowadzenia wózka. Bardzo się cieszę, że pomimo początkowych obaw również świetnie się bawił. 



ZNALAZŁAM DORY! 


Po zwiedzeniu afrykarium z ogromną dokładnością, po jakichś 3 godzinach od zanurzenia się w głębiny oceanów wyruszyliśmy na dalsze poznawanie różnorodnej fauny świata. Po drodze wzięłam udział w konkursie wiedzy o żubrach i wygrałam małej maskotkę. Wiem, najlepsza mama na świecie ze mnie, chociaż małej w tamtej chwili było zdecydowanie wszystko jedno. A czy Wy wiecie kiedy żubry jedzą najwięcej? 


Uważam, że wrocławskie zoo ma bardzo dużą ilość zwierząt w stosunku do swojej powierzchni. Co krok mija się nowe gatunki, a mimo wszystko wybiegi dla nich wcale nie należą do małych. Moim zdaniem jest to duży plus. Wyobrażacie sobie, że niektóre małpy nie są zamknięte w klatkach, a chodzą po drabinkach nad ludźmi? 



Około godziny 17 postanowiliśmy coś zjeść, a o 18 powoli, bez pośpiechu, obserwując nadal rozmaite gatunki zwierząt zaczęliśmy się kierować w kierunku wyjścia, aby o 19 ruszyć w kierunku dworca. Mimo, że spędziliśmy w zoo cały dzień, nie starczyło nam czasu aby zobaczyć wszystko, ale zdecydowaną większość już tak. Moja ciocia z mężem przed wyjazdem szukali alternatyw co robić we Wrocławiu gdybyśmy mieli za dużo wolnego czasu, a tu wielbłądy czy niedźwiedzie polarne muszą czekać na nasze odwiedziny do następnego razu. 






Do domu wróciliśmy około godziny 23 i trochę trwało zanim uśpiliśmy małą. Jestem pewna, że przełożyło się na to bardzo dużo wrażeń dla tak małego organizmu. Mimo wszystko Idalia była bardzo grzeczna, może dwa albo trzy razy się rozpłakała oznajmiając nam tym samym, że jest zmęczona i czas by ją uśpić, albo że jest jej gorąco. Pamiętajcie, dziecko to nie są ograniczenia i mimo, że taki wyjazd trzeba bardziej zorganizować i zaplanować pod maleńkie życie, to pociąg niemowlaków nie gryzie i wyjazdy z nimi są jak najbardziej osiągalne. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz