czwartek, 13 lipca 2017

Czy wziąć małe dziecko na wesele?

Kiedy w marcu rodzice powiedzieli mi, że dostaliśmy zaproszenie na ślub byłam niemalże pewna, że odmówimy. Idalii jeszcze na świecie nie było, ale szybko obliczyłam sobie, że będzie miała wtedy trzy miesiące, więc jak z takim małym szkrabem wybrać się na wesele, gdzie będzie dużo ludzi i głośna muzyka. Temat na jakiś czas ucichł, urodziła się Ida i przysłoniła nam cały świat. W międzyczasie zabieraliśmy ją do znajomych, nad Wartę, do rodziny, generalnie ja, jako chodzący pokarm miałam ją w 90% ciągle przy sobie. Przekonaliśmy się, że z dzieckiem również można, że da radę zrobić sobie hybrydowe paznokcie czy wypić piwo z kolegami nad Wartą (to oczywiście przywilej taty). W końcu przyszedł czerwiec, a my musieliśmy zdecydować się czy jedziemy na ślub czy nie, zgodnie z prośbą państwa młodych aby do 8 czerwca się określić. 


Po długich rozmowach z Krzyśkiem oraz z moim tatą, który nalegał abyśmy poszli i reprezentowali rodzinę razem z mamą  (bo on niestety nie mógł się pojawić), zdecydowaliśmy, że idziemy. Bo w końcu jeśli nie spróbujemy, nie dowiemy się czy się uda. Obaw było dużo, zwłaszcza z mojej strony, bałam się, że Idalia przepłacze całą imprezę, a ja będę siedziała z nią, uwieszoną na cycku, na uboczu. Rano w sobotę po załatwieniu wszystkich obowiązków zaczęliśmy się szykować. Matka najpierw odsztafitowała siebie ubierając długą zieloną kieckę i niebotycznie wysokie sandały (tak to jest jak ma się za długą sukienkę...), modląc się w duchu, aby nie wyrżnąć kozła przy najbliższej możliwej okazji, a później ubrała córkę, w jak to na księżniczkę przystało, różową spódniczkę. W dniu ślubu pogoda nie rozpieszczała, padało od rana, gdy wychodziliśmy do kościoła i w trakcie mszy, co potęgowało moją wątpliwość i chęć powrotu do domu. I mimo, że sama z chęcią bym się wybawiła i wytańczyła, w takich momentach myśli się o dobru i wygodzie dziecka, a nie własnej. Po ceremonii się rozpogodziło, a my wsiedliśmy do auta i z wózkiem na kolanach (no cóż, czego się nie robi dla córki) pojechaliśmy świętować wielki dzień Moniki i Mateusza (jeszcze raz gratulacje kochani!)


W trasie mała obudziła się na chwile, ale zauważywszy, ze wokół nie dzieje się nic godnego jej uwagi znów zasnęła. I tak spała. Przespała wyciąganie z auta, składanie życzeń, zbijanie kieliszków przez młodych, obiad, aż w końcu ja stwierdziłam, ze nadszedł czas by ja nakarmić. Dziecko idealne, ona pewnie spałaby nadal.
Po nakarmieniu, przewinięciu i odbiciu poszłyśmy przywitać się z gośćmi. Malutka uśmiechała się do wszystkich, w ogóle nie płakała, skradła ludzkie serca. Obejrzeliśmy razem pierwszy taniec pary młodej, a potem w rytm muzyki zaczęłyśmy tańczyć. Fakt, moim zdaniem muzyka była troszkę za głośno jak na takiego małego szkraba, więc po jednym tańcu z Idą i jednym z jej ojcem (udało nam się na chwilę dziecko "sprzedać" babci) wyszliśmy na zewnątrz. Potem było wspólne zdjęcie i kolacja. Idalia zaczynała się robić troszkę rozdrażniona, nic dziwnego w końcu tyle nowych twarzy do niej mówiło, więc postanowiliśmy się z nią przejść wokół pałacyku, w którym odbywało się wesele.  Mała zaczęła usypiać, a my wraz z moją mamą postanowiliśmy, że czas wracać do domu. Dojechaliśmy ok. godziny 23. Córce zrobiliśmy "dzień dziecka" i odpuściliśmy kąpiel i po nakarmieniu ułożyliśmy do snu. Tyle wrażeń spowodowało, że mała w 5 minut odpłynęła do krainy marzeń.


Nie widzimy więc nic złego w zabraniu małego dziecka na wesele. Należy jednak pamiętać, ze najważniejsze jest jego dobro i zadbać o komfort psychiczny. Tyle wrażeń jednego dnia na pewno jest męczące dla takiego maluszka, więc bliskość rodzica w tych chwilach jest dla dziecka najważniejsza. Niestety przy dziecku nie wybawicie się w 100%, więc jeżeli chcecie świętować do rana lepiej zainwestować w nianię. Dodam, że rodzina Lewandowskich podziela nasze zdanie i w tym samym dniu co my zabrali Klarę na wesele. Przypadek? Nie sądzę ;)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz