czwartek, 19 października 2017

Historie utraconych przyjaźni

Zawsze za bardzo ufałam ludziom. Jako mała dziewczynka wierzyłam w ich dobre intencje, w każdym człowieku widziałam dobro. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ktoś coś robi za coś, że ktoś nie jest bezinteresowny. Nie wierzyłam, że można komuś podkładać kłody pod nogi, że dawne przyjaźnie rozpadają się z błahych powodów, że ludzie przestają ze sobą rozmawiać z tak bardzo nieważnych przyczyn. Pijany Pan spod sklepu był dla mnie po prostu miłym starszym Panem o nieprzyjemnej woni, niemiła nauczycielka na pewno po prostu miała jakieś problemy. Zawsze wszystkich tłumaczyłam, broniłam. Wydaję mi się, że było to spowodowane tym, że wychowywałam się na wsi oddalonej o około 18 km od wielkiej aglomeracji, gdzie wszyscy się znali. Poznań był dla mnie niemalże tak daleko jak Warszawa czy Los Angeles. Byłam nieśmiała, do czasu.

Gdy przeprowadziliśmy się z rodzicami do Poznania szybko zderzyłam się z szarą rzeczywistością. Uczniowie nowej szkoły przyjęli mnie bardzo ciepło, ale jak się później przekonałam byli po prostu zafascynowani nową osobą. Gdy owa fascynacja minęła, zaczęła się walka o przetrwanie w stadzie. Na wsi wszystkie bawiłyśmy się lalkami, grałyśmy w klasy. W mieście trzeba było szybciej "dorosnąć", zabawki były przecież obciachem. Starałam się dopasować, bo bycie takim jak inni przynosiło korzyści, znajomości, które dla małego człowieka są tak ważne. Patrząc na to z perspektywy czasu chłodne ściany blokowisk zabierają dzieciom ich dzieciństwo. Za wszelką cenę chcemy dorosnąć nie ciesząc się z małoletności. A jest i będzie jeszcze gorzej, bo do tych ścian doszła elektronika, która pochłania nastolatków w 100%.

Mam około 500 znajomych na Facebooku i Instagramie. Wiele osób w moim życiu nazywałam swoim przyjacielem. I życie ich zweryfikowało, zostało niewielu. Mam znajomych, którzy potrafią nowo poznaną osobę nazwać przyjacielem, nie potrafię i nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, bo na miano mojej bratniej duszy trzeba sobie zasłużyć. To coś jak z małżeństwem - trzeba być wsparciem w zdrowiu i chorobie, a także cieszyć się razem w szczęściu. I może wyda Wam się to dziwne, ale uważam, że to drugie w przyjaźni jest trudniejsze od pierwszego. W związku większość sukcesów przeżywamy razem, cierpimy gdy nasza druga połówka cierpi. W przyjaźni cierpimy razem z przyjacielem, ale czy cieszymy się gdy osiąga sukces? Jeżeli nie, nie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Zazdrość jest zakorzeniona w każdym człowieku, pojawia się w naszych głowach mimo woli, zazdrościmy niemalże wszystkiego. Zdrowia, szczęścia, pieniędzy, powodzenia w działaniach i jeżeli nie możemy tego uczucia stłamsić w sobie i cieszyć się z sukcesów przyjaciela, tak jakby to były nasze sukcesy, nie możemy być czyjąś bratnią duszą.

Jak wspomniałam wcześniej, na przyjaźń trzeba zasłużyć. A co to oznacza? Ja muszę czuć, że mogę komuś zaufać, a zdobycie czyjegoś zaufania do łatwych nie należy. W moim przypadku trwa to latami. Są próby, powierzanie w sekrecie błahych spraw, aby sprawdzić czy ważniejsze sekrety nie wyjdą poza naszą dwójkę. Raz straconego zaufania w 100% nie odzyskasz. Dawny uraz pozostanie gdzieś z tyłu głowy, nieruszany, jeżeli palnik znów nie zapłonie. Wiele przyjaźni kończy się samoistnie. Po prostu nasze drogi gdzieś się rozchodzą, idziemy w różne strony, czego innego zaczynamy oczekiwać od życia i jest to naturalna kolej rzeczy. Inne przyjaźnie rozpadają się z konkretnego powodu. Czasem przestajemy komuś ufać, jakiś konflikt dzieli dwójkę niegdyś ważnych dla siebie osób, przestajemy darzyć się sympatią, jednak niezależnie od powodu rozpadu przyjaźni, należy drugiego człowieka zawsze traktować z szacunkiem i tak jakbyśmy sami chcieli być traktowani. Nie ma ludzi nieomylnych. I to od nas zależy jak będziemy przez innych postrzegani. Nie wypada mówić źle o dawnym przyjacielu, nie wypada wywlekać wśród innych Waszych brudów, dzielić się czyimiś sekretami. Przez wzgląd na to, że kiedyś było się blisko należy zachować sporą dozę dobrego smaku.

Obce osoby mówią o mnie, że jestem wredna, ale przyjaciele cenią sobie moją szczerość. Bo jeżeli ktoś coś zjebie, trzeba mu powiedzieć, że zjebał, jeżeli ta czarna kiecka pogrubia Gośkę, podziękuję nam ona za to, że tylko my widzieliśmy ją w tak niekorzystnej odsłonie, a jeżeli czyjeś życie idzie w nieodpowiednim kierunku, my jesteśmy od tego by sprowadzić przyjaciela z powrotem na dobrą drogę. Nie możemy siedzieć i patrzeć gdy dzieje się źle, przytaknąć gdy gada głupoty. Jesteśmy od tego by pomóc, ale także wymierzyć policzek aby się ogarnął. I może w danym momencie ktoś tego nie doceni, ale w przyszłości podziękuje nam za powstrzymanie go przed dokonaniem niewłaściwego kroku.

Przychodzi taki czas w życiu każdego człowieka, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego ilu prawdziwych przyjaciół mamy wokół siebie. Dochodzi do nas to, że niektórzy z naszego kręgu znajomych nie są osobami z którymi dalej chcemy utrzymywać jakiekolwiek kontakty. Dociera do nas, że wśród osób, które nazywamy przyjaciółmi są osoby fałszywe, które niekoniecznie dobrze nam życzą. Wśród nich są także osoby, które ciągną i będą nas ciągnąć w dół, zamiast wspinać się z nami ku osiągnięciu tego czego pragniemy. I warto zdać sobie z tego sprawę szybko, zanim będziemy wąchać kwiatki od spodu - bo życie jest jedno i nie warto marnować go na osoby, które nie do końca są z nami szczere. 

Więc jeżeli masz przy sobie osobę, której możesz zaufać w 100%, która Cię wspiera w działaniach, cieszy z Twoich sukcesów, powie Ci kiedy źle wyglądasz, nie będzie się użalała nad Tobą tylko pomoże Ci się podnieść z dołka, napije się z Tobą wina gdy pokłócisz się z partnerem, czy po prostu będzie, kiedy masz gorszy dzień - trzymaj się jej. Taki przyjaciel do skarb, a Ty bądź skarbem dla niego. 

Post ten dedykuję wszystkim dawnym przyjaciołom, zarówno tym zakończonym w miłej jak i w nieprzyjemnej atmosferze :)





Instagram PIEGUSOWELOVE,
FANPAGE na facebooku.
Zapraszam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz