czwartek, 7 września 2017

Czy macierzyństwo zabija intymność w związku?

Będę szczera do bólu, nie owinę nic w bawełnę. Znajdziecie się w naszym świecie, spora ilość z Was stwierdzi, że to zbyt intymne, że to co piszę, czym dziele się z Wami, powinno zostać w czterech ścianach naszego mieszkania, że przekroczyłam pewną granicę własnej prywatności, ale jak to przeczytałam w mądrej książce: "Jeżeli jest jakiś konkretny temat, który wzbudza w Tobie emocje, nie staraj się pozostawać neutralny. Neutralność jest nudna." I dobrze, więc neutralna nie będę.

Macierzyństwo jest piękne, bez wątpienia, ale także bez wątpienia zaburza intymność w związku. Czy ją zabija? Nie, ale trzeba o nią stale walczyć. O ile jeszcze w ciąży, ta intymność jakoś kuleje, tak po porodzie prawie całkowicie wygasa. I nie dlatego, że tego chcemy, czy że przestaliśmy się wzajemnie pociągać czy kochać. Po prostu dziecko pochłania cały nasz świat. Dosłownie pochłania. I dosłownie cały. Podczas ciąży, w związku zaczyna królować potrzeba bliskości, chęć przytulania, trzymania za ręce, budowania domowego ogniska i przesłania ona potrzeby fizyczne, a im dalej w las, tym więcej drzew. Przyznam, że już od trzeciego miesiąca ciąży bardziej doceniałam, kiedy wieczorem Krzysiek przytulony głaskał mnie po głowie, kiedy drapał po plecach niż gdy sprowadzał nasz wspólny wieczór do interakcji fizycznej. I nie, że nie chciałam, a po prostu bardziej potrzebowałam tego pierwszego. Żeby była jasność, nadal bardzo pragnęłam narzeczonego, ale magia tworzenia się we mnie nowego życia zaczynała przesłaniać już cały świat. Ponadto mężczyźni mają taki dość dziwny przypadek (potwierdzone u wielu źródeł) obawy o to, że dosięgną swoim przyrodzeniem dziecka. I nie pomaga tłumaczenie, że to fizycznie niemożliwe, rozrysowanie budowy kobiecej sfery intymnej, po prostu siedzi to w ich psychice i już. Oni wiedzą, że tak się nie da, że choćby w podnieceniu na penisie zmieścił się napis "welcome to Jamaica have a nice day", nie są w stanie dosięgnąć swojego potomka, po prostu już w pewnym momencie nie mogą, bo ciało jedno, ale głowa dalej swoje. U nas może to być moja wina, bo na początku ciąży sobie zażartowałam na ten temat zasiedlając ziarenko niepewności w mózgu ukochanego, więc masz babo co żeś chciała i nie marudź.

Kiedy w 33 tygodniu ciąży wylądowałam w szpitalu z groźbą przedwczesnego porodu dostaliśmy z narzeczonym zakaz na wszelkie interakcje łóżkowe ze względów bezpieczeństwa, gdyż nie od dziś wiadomo, że sex rozluźnia, przyspiesza i wspomaga poród. I o ile na początku uważałam, że zawalił mi się świat, tak z czasem zaczęłam się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, czy Krzysiek też? O to już musicie zapytać jego, ale zbytnio wyboru nie miał ;) I tak czas mijał, Idalia pojawiła się na świecie, zaczął się połóg. Połóg z reguły (po porodzie naturalnym) trwa 6 tygodni. Po tym czasie dostałam zielone światło na wszelką aktywność fizyczną. Cały czas myślałam, że jak dostanę zgodę to rzucę się na Krzyśka, on na mnie i będziemy musieli uważać, żeby drugie dziecko z tego nie wyszło. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Jak pisałam Wam wcześniej (KLIK) Idalia od urodzenia śpi z nami, Krzysiek pracuje często do 2 w nocy, więc jak wraca do domu, ja już dawno jestem w krainie snu, a gdy ma wolne nasze dni są tak intensywne, że obydwoje padamy z nóg już o 23 i nie w głowie nam łóżkowe igraszki. Muszę przyznać, że taka rzeczywistość była jak zderzenie ze ścianą. Zadziwiająca i bolesna, bo czułam, że Idalia zabiera nam siebie. Gdzieś tam w głowie wiedziałam, że tak będzie, ale myślałam, że w tej chociaż kwestii pozostaniemy sobą. Ej, w końcu ludzie jakoś robią drugie, trzecie i kolejne dziecko prawda?

Z ochotą na zbliżenie też bywa różnie. Nie było tak jak myślałam, że po porodzie będę chodziła nakręcona, odliczała dni do możliwego współżycia, z tęsknotą patrzyła na zbliżający się wielki dzień. Prawda była zupełnie inna, niby chciałam, ale jak już mogłam, wybierałam wtulenie się w tors ukochanego i zaśnięcie w jego ramionach. Jakiś czas temu rozmawiałam z koleżanką o tych sprawach, a ona w pewnym momencie mimochodem rzuciła tekst, który otworzył mi oczy i pokazał zupełnie inne myślenie- "Idalia ma już 5 miesięcy tak? To powoli zacznie Ci wracać ochota na sex." Że co? POWOLI ZACZNIE WRACAĆ? Po 5 miesiącach? Czyli to, że nie czułam takiej potrzeby od samego początku to normalne? To nie ze mną jest coś nie tak? Więcej kobiet tak ma? Uf, ulżyło mi. Wam mateczki trochę też, prawda? ;) 

Moim zdaniem ważne jest, żeby do niczego się nie zmuszać. Żeby nie działać z myślą "bo tak wypada", "bo tak należy". Cały czas żyłam przekonana, że Krzysiek tego ode mnie wymaga, że on chce, że mu brakuje, że ma mi za złe. Dziś już wiem, że jest spoko, że taka jest kolej rzeczy, że nie należy robić czegokolwiek wbrew sobie, że ta ochota przychodzi i będzie przychodzić częściej, a żeby całkowicie intymności nie zatracić, ważne są te drobne gesty, spacerowanie trzymając się za ręce, pocałunki na dzień dobry i dobranoc czy smsy w ciągu dnia o treści "kocham Cię". Na sex przyjdzie czas, na przykład w tracie drzemki Waszego dziecka na środku Waszego dwumetrowego łóżka, a wtedy przekonacie się, że dywan pod nim leżący jest równie wygodny ;)




Młodzi, piękni, bezdzietni ;) Chorwacja, 6 lat temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz