czwartek, 27 lipca 2017

Kiedy wszyscy wiedzą lepiej niż Ty... Czyli jak omijać matki- wariatki

Rady zaczęłam dostawać już będąc w ciąży. Ciągle słyszałam, że nie mam robić tego albo tamtego, że to i to nie wypada. Pamiętam jakby to było wczoraj jak moja mama powiedziała, że jak dziecko się urodzi to nie powinno spać z nami bo się przyzwyczai. Ja powtarzałam, że oczywiście, że nie będzie, że ma swoje piękne łóżeczko w którym na pewno dobrze jej się będzie spać. Poza tym przecież z nami śpi Simba i to będzie zbyt niebezpieczne, bo przecież nie będziemy mogli całą noc go pilnować. W rzeczywistości wyglądało to tak, że Idalia się urodziła jak nasze mieszkanie było jeszcze remontowane i żyliśmy na kartonach u moich rodziców. Spaliśmy na kanapie i mimo usilnych starań żeby mała spała w wózku, co noc lądowała u nas. Po dwóch dniach, nawet przestaliśmy próbować z wózkiem. Od przeprowadzi na swoje, Ida śpi w swoim łóżeczku do momentu pierwszego karmienia. Później, z mojego lenistwa i wygody, zostaje już między nami. I tak, wiem, że nie powinna, że powinna spać z brzegu łóżka, który powinien być czymś zabezpieczony, aby mała nie spadła. Wiem, to, nie musicie o tym przypominać, jednak po dziś dzień, nasz mały szkrab rozdziela nas od siebie w naszym łożu (nie)małżeńskim. Potem było przekonanie, że będzie z nami spała tylko do trzeciego miesiąca, bo według najnowszych badań dziecko powinno spać do tego czasu z rodzicami, bo wtedy czuje się najbezpieczniej. No i tak śpi, a jutro stukną jej cztery miesiące. A kot? A kot nadal śpi z nami, usilnie obierając sobie za cel nóżki Idalii.Czy zamierzamy to zmienić? Jak na razie tego nie widzę.

Pamiętam jak wszyscy naokoło mówili mi żeby nie dawać małej smoczka, a już na pewno nie w pierwszych czterech tygodniach jej życia, bo zaburzy to odruch ssania piersi. I tak nie dawałam, bo mała nawet go nie akceptowała i ja jak taka matka polka siedziałam z nią, wiszącą mi na cycku 24/7. Dostawałam szału, a baby blues (KLIK) zwiększał spustoszenie w moim organizmie. Dopiero jak przyjechali do nas znajomi z Bydgoszczy (swoją drogą przyjaciółka tworzy wspaniałe rzeczy, sprawdźcie TUTAJ) dowiedziałam się, że smoczki mają różne kształty i rozmiary. Dacie wiarę? Mieliśmy w domu już pięć różnych, ale wszystkie wyglądały identycznie. Przyjaciółka doradziła mi żeby kupić taki najbardziej przypominający kształtem i wielkością kobiecą brodawkę, a będąc na spacerze nawet takie dorwała. Piszę "takie", a nie "taki" bo przyniosła ich aż trzy. W efekcie w domu mamy osiem smoczków, a tylko jeden zaskoczył. Ale zaskoczył! Moja radość była wielka, a twórcy smoczków przekazuje wyrazy uznania i Agusiową nagrodę Nobla, dziękuję ja i moje piersi. Oczywiście nasłuchałam się, że będziemy się męczyć później z oduczaniem małej, ale stwierdziliśmy, że będziemy się tym martwić w swoim czasie . I od tej pory żyjemy zgodnie z dewizą- jeżeli ktoś ci mówi, że nie masz czegoś robi, ale to działa, to to rób - i Wam też polecam tak żyć.


Do szkoły rodzenia nie chodziłam, za to w 35 tygodniu przy wyborze położnej załapałam się na jedno spotkanie w jej gabinecie, dotyczyło ono pielęgnacji niemowląt. Dowiedziałam się tam, że niemowlaka nie kąpie się codziennie, a co drugi, a nawet co trzeci dzień. W dni bez kąpieli należy dokładnie przemyć dziecko myjką, ze szczególnym uwzględnieniem pupy. I tak o to kąpiemy małą codziennie, bo ja uważam, że skoro ja biorę prysznic każdego dnia, to mała też powinna być dokładnie umyta, a po za tym bawienie się z myjką jest tysiąckroć trudniejsze od "wrzucenia" dziecka do wanienki, a ja nie lubię sobie życia utrudniać. Dowiedziałam się także, że od magicznego Sudocremu się już odchodzi i mamy używać Bepanthenu. Tak oto użyłam tego kremu na odparzenia, robiąc z pupci mojego dziecka czerwoną racę na meczu Kolejorza. Cztery dni ratowaliśmy to czerwone jabłuszko, oczywiście używając do tego Sudocremu. Mamy dwie poduszki do karmienia. Jeden rogal jest większy i używałam go w ciąży do spania, a jeden mniejszy, który używam teraz do karmienia i będę używać gdy mała zacznie siadać. Jedną i drugą poduchę dostałam, ale gdybym miała kupować, wybrałabym tą większą i nauczyła się ją układać do karmienia  - ekonomiczniej, bo na małej się nie wyśpisz. Bardzo długo też męczyłam się z przygotowaniem torby do szpitala. Położna mówiła jedno, internet drugie, a tak naprawdę wystarczy dowiedzieć się w szpitalu, w którym będziemy rodzić co będzie potrzebne. I problem z głowy!

Strasznie duża nagonka jest na matki karmiące mlekiem modyfikowanym. "Piersiowe" matki nie tolerują matek, które karmią swoje pociechy mlekiem modyfikowanym. I o ile ja sama jestem wielkim zwolennikiem karmienia piersią i walczyłam o to by to robić przez ponad miesiąc (KLIK i KLIK), to nie interesuje mnie czy inna matka karmi swoje dziecko piersią czy mlekiem w proszku. Każda matka dla swojego dziecka chce jak najlepiej (a przynajmniej większość), nie znamy przyczyny dlaczego ta druga matka swoim mlekiem nie karmi, więc nie oceniajmy. Mleko matki ma duże znaczenie w rozwoju dziecka, w jego odporności i przyszłej pracy metabolizmu, ale zanim zadasz matce pytanie "karmisz?" zastanów się czy głodzenie nie podchodzi już pod precedens ;) 


Ostatnio spotkałam się z określeniem "chusto-wariatki". Są to wielkie przeciwniczki nosideł i "wisiadeł". Uważają one, że tylko chusta jest dobrym rozwiązaniem w noszeniu dziecka (nawet lepszym niż ręce rodziców), a wszystkich innych, mających inne zdanie od nich należy stłamsić i zmieszać z błotem. Gdy jakaś inna matka używa chusty, należy jej zwrócić uwagę, że ma ją źle zawiązaną i tu i ówdzie mogłaby ją bardziej dociągnąć. Zwróci ona uwagę również na to, że dla maluszka w wieku Twojego dziecka to wiązanie, którego używasz jest złe, bo jest na nie za mały (nawet jeżeli jest to podstawowy "kangur"), długość chusty której używasz też jest zła i w ogóle czy byłaś na kursie wiązania chust? Nie? To się lepiej zastanów co Ty robisz swojemu dziecku!

Swoje dziecko urodziłam w marcu. Wiosna tego roku była, jak pamiętacie, wyjątkowo zimna. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że wiosny nie mieliśmy, a zima przeszła od razu w lato (gdzieś w okolicach czerwca), w związku z tym na początku życia mojego maleństwa, ubierałam je bardzo ciepło, jednak gdy temperatura osiągnęła powyżej 25 stopni Celsjusza zrezygnowałam z czapeczek, skarpetek i często ubierałam córkę w samego bodziaka. Moja mama nie potrafiła tego zrozumieć. Za każdym razem powtarzała mi, że Idalia ma zimne rączki i nóżki i że mam jej założyć skarpetki. Ja, jako laik w kwestii bycia mamą, słuchałam jej nie podważając autorytetu - w końcu wychowała trójkę dzieci. Zaczęłam jednak coraz bardziej zwracać uwagę na temperaturę kończyn swojego dziecka i stwierdziłam, że one zawsze są zimne, czyli co? Zawsze małej jest zimno? Zagłębiłam się w temat bardziej i wyczytałam, że dłonie i stopy w większości czasu są zimne, bo u niemowlaków nie jest jeszcze dobrze rozwinięta termoregulacja i temperaturę ciała powinno sprawdzać się dotykając karku. Sprawdziłam - wiecznie rozgrzany, więc na nowo zaprzestałam zakładać skarpetki i czapeczki w upalne dni. 

Szczepienia to temat rzeka. Gdy szczepisz, nasłuchasz się od antyszczepionkowców, gdy nie szczepisz, od osób, które to robią. Ja swoją córkę szczepię. Mało tego, wybrałam szczepionki 6 w 1, bo uważam, że im mniej kłóć tym lepiej (jestem człowiekiem, który boi się igły, pomimo, że mam cztery tatuaże i nie, to nie jest to samo!), jednak nie wyzywam rodziców, którzy swoich dzieci nie szczepią. Powiedzmy, że to ich wybór, a jak ich dziecko zachoruje i jakimś cudem znajdzie się w pobliżu mojego, te przynajmniej ma ochronę. 

Pamiętajmy, że z reguły każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Dba o to aby się poprawnie rozwijało, było szczęśliwe i codziennie uśmiechnięte. Więc jeżeli następnym razem zechcesz dać komuś swoją złotą radę, zastanów się czy wypada, a jak samemu usłyszysz magiczne zdanie "nie chce się wpierdalać, ale się wpierdolę", przerwij w połowie i powiedz "to tego nie rób" ;) 

Fot. Karolina Marcińczyk. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz