czwartek, 22 czerwca 2017

Forma mimo ciąży? Można. I Ty też możesz!

Mimo, że przed ciążą nie wyglądałam jak modelka Victoria Secret, to jakoś starałam się dbać o swoje ciało. Chodziliśmy z Krzychem na siłownię, od prawie dwóch lat nie jemy mięsa (dla innych może to nie jest zdrowe, ale nie wchodzę tu w polemikę, mam swoje zdanie co do tego i nie mam zamiaru go zmieniać, tak samo jak nie będę zmieniać Twojego), generalnie staraliśmy się na prawdę żyć zdrowo, chociaż pozwalając sobie na dni słabości. Wiadomo, wszystko w granicach rozsądku. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży byłam zmuszona do rezygnacji z treningów. Bardzo nad tym ubolewałam, zwłaszcza, kiedy będąc już na L4, Krzysiek oznajmiał mi, że po pracy leci na siłownię. Kurcze, nie dość, że siedziałam sama już ok. 9 godzin, to on jeszcze dorzucał sobie 2 godzinny (tak, tak, godzinka to już było za mało) trening. Było mi smutno, a dodatkowo zżerała mnie ogromna zazdrość, lecz z reguły nie dawałam tego po sobie poznać, a przynajmniej tak mi się wydaje. Gdy miałam gorszy dzień, prosiłam by wrócił do domu i pobył ze mną- zawsze wtedy wracał.

Ostatnio, przeglądając instagram, jedna z dziewczyn, którą obserwuje napisała, że jej dziecko właśnie zasnęło i mogła w spokoju zrobić trening oraz zapytała, jak inne matki wracają do sprawności fizycznej po porodzie. Jeden z komentarzy przykuł moją uwagę, brzmiał mniej więcej tak "Jeju... Jak ja Ci zazdroszczę, że masz czas na treningi.. moje dziecko jest tak absorbujące, że nie mam czasu w ogóle, a moje ciało woła o pomstę do nieba...". Pomyślałam "kurde, serio?" Po pierwsze w jakimś tam stopniu poczułam się urażona. Kobieta jawnie pisała, że moje dziecko czy dziecko właścicielki owego konta jest mniej absorbujące niż jej, po drugie pytam jak to, czy jej dziecko nie śpi? Nie ma męża, mamy, cioci, przyjaciółki, żeby chociaż na chwilę ktoś ją odciążył w opiece nad dzieckiem? I o ile to drugie jest jeszcze możliwe, to pierwsze nie. I nawet jeżeli dziecko robi sobie tylko 15 minutowe drzemki w ciągu dnia, to te 15 minut można przeznaczyć na spalanie ciążowego tłuszczyku. Po prostu każda wymówka jest dobra.

Kiedyś, dawno temu, tańczyłam hip-hop. Prawie dwa lata temu, kiedy mieszkałam już w Warszawie, dwie koleżanki z mojej dawnej drużyny hip-hopowej otworzyły swoje studio pole dance. Pamiętam jak byłam tym faktem zafascynowana, jak chwaliłam je wśród swoich bliskich znajomych, jak polecałam znajomym w Poznaniu tą szkołę, a sama mówiłam, że jeżeli kiedykolwiek wrócę do Poznania, to pójdę do dziewczyn uczyć się tego wspaniałego sportu. No i stało się. Wróciliśmy, Idalia przyszła na świat, a ja, po sześciu tygodniach połogu, kiedy to dostałam zielone światło od lekarza dotyczące powrotu do sprawności fizycznej, powiedziałam sobie - albo teraz, albo nigdy. Co czwartek chodzę na ponadgodzinne zajęcia, na których przełamuje swoje lęki, wzmacniam całe ciało, uczę się fantastycznych figur i stopniowo, powoli, wracam do przed ciążowej formy. Nie ma żadnych wymówek. Ida zostaje z tatą, albo jest "sprzedawana" babci, a ja mam czas tylko dla siebie. Czas, w którym ładuję baterię i dzięki wytworzonym endorfinom, wracam do domu z uśmiechem i nową energią do zajmowania się córką.


Oczywiście zdaje sobie sprawę, że samymi czwartkowymi zajęciami, nie jestem w stanie zbudować ładnego, silnego ciała. Z dietą niestety też jest różnie (choć słodycze staram się ograniczać), bo karmiąc muszę dostarczać swojemu dziecku wszystko czego potrzebuje, więc codziennie, po wieczornym karmieniu małej, włączam sobie na youtube filmiki z treningami na poszczególne partie ciała i pół godzinki dostarczam swojemu organizmowi siłowego kopa. Poniżej wstawiam Wam mój plan treningowy, może komuś się przyda, może będzie stanowił motywacje do działania.



Jak widać, największy nacisk stawiam na brzuch, bo jest on moim największym kompleksem i może się wydawać, że zapominam o treningu nóg, ale nic bardziej mylnego! Przecież 7 kilometrowe spacery to też forma treningu, prawda? Zwróćcie uwagę, że każdego dnia, po każdym treningu wykonuje, krótki, pięciominutowy trening rozciągający. Jest to bardzo ważna część treningu, która chroni nas przed urazami, nie zapominajcie o tym!

W ubiegłą sobotę byłam na warsztatach ze stania na rękach w studio tańca pole dance, w którym trenuje (link do szkoły TUTAJ). Przez trzy godziny uczyłam się jak poprawnie przygotować swoje ciało do utrzymania go w odwróconej pozycji pionowej, jak rozciągnąć mięśnie i przyszykować nasze stawy do tego wysiłku (chociaż ponoć stanie na rękach nie wymaga wysiłku... Cóż, uwierzę, jak nie będę go czuła). Muszę Wam przyznać, że dowiedziałam się wielu przydatnych informacji i na pewno będę częściej bywać na tego typu wydarzeniach, a pozyskaną wiedzę utrwalać, zamieniając czasem któryś z moich planów treningowych na tego typu ćwiczenia. Jeżeli chcecie wiedzieć o takich wydarzeniach zaobserwujcie fanpage szkoły (TUTAJ), a na pewno nic co interesujące Was nie ominie. Pamiętajcie, każde tego typu czynności wymagają odpowiedniego przygotowania! Bez odpowiedniej wiedzy nie możemy po prostu podejść do ściany aby odwrócić nasze ciało o 180 stopni, bo możemy zrobić sobie więcej szkody niż jest to warte. A co do nauki tej sztuki - warto. Świadomość każdej kostki, każdego mięśnia, zwiększa się o 100%, a co za tym idzie, potrafimy bardziej niż wcześniej kontrolować nasz organizm. Przedstawiam Wam mini fotorelację z warsztatów. Zdjęcia wykonała jedna z właścicielek szkoły Janeiro, Beata Nowicka. 







Nie chce więc więcej słyszeć, że się nie da. Żadnych wymówek! Właśnie teraz dokończ wykonywaną przez siebie czynność, wstań, włącz jakiś krótki filmik treningowy na youtube i zacznij działać. Twoje ciało Ci za to podziękuję i może formy do lata 2017 już nie będzie, ale na rok 2018 powinno już się udać ;) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz