piątek, 12 stycznia 2018

"To co Ty jesz?!"

Ostatnio moja koleżanka ze studiów zapytała mnie jak to się stało, że zostałam wegetarianką. Dwa dni później koleżanka z gimnazjum w odpowiedzi na moje zdjęcie z opisem braku weny zaproponowała, żebym napisała Wam o moim wegetarianizmie, że ona z chęcią by o tym poczytała, więc mimo, że miałam pomysły na posty w innych tematach (tylko zdania coś nie chciały się sklejać), wychodzę na wprost oczekiwaniom i zapraszam do lektury.

Pomysł na to by nie jeść mięsa rodził się w mojej głowie już jakiś czas, ale jakoś nigdy nie brałam takiej ewentualności pod uwagę na serio. Gdy byłam młodsza wiele razy próbowałam zrezygnować z mięsa, jednak zawsze z marnym skutkiem. Z perspektywy czasu wiem, że wtedy była to tylko głupia młodzieńcza zajawka, coś by pokazać, że jest się fajnym i żeby rówieśnicy bardziej Cię szanowali. Głupie, ale każdy w nastoletnim wieku walczy o atencję kolegów. We wrześniu 2015 roku młodzieńczy pomysł stał się faktem, głównie za sprawą Krzyśka. Gdy przestaliśmy jeść mięso wszyscy znajomi byli pewni, że to ja namówiłam jego, w końcu po ochronie środowiska, bardziej skora do tak "szalonych" pomysłów, a było zupełnie odwrotnie.

Moja siostra nie je mięsa od 5 lat, mama Krzyśka od 3, a babcia mojego lubego rekordowe 26 lat. Mając taką niemięsną rodzinę siłą rzeczy człowiek coraz bardziej zaczyna się interesować takim typem diety. Kiedy Krzychu poszedł na badania medycyny pracy, dowiedział się, że ma podwyższony poziom złego cholesterolu we krwi. Nasze rozważania na temat niejedzenia mięsa nabrały rozpędu, wcześniejsze rozmyślania wychodziły powoli na światło dzienne, plany stawały się faktem. Moje studia zaczęły mieć znaczący wpływ na moją decyzję, informacje napływające ze świata dotyczące pompowania kurczaków wodą, karmienia antybiotykami, niehumanitarne zabijanie zwierząt na mięso, to wszystko zaważyło na naszej decyzji. Pewnego wrześniowego dnia Krzysiek po pracy powiedział mi, że jak tylko zjemy mięso, które mieliśmy w lodówce przechodzi na wegetarianizm, a ja mogę (ale nie muszę) razem z nim. Postanowiłam, że również przestanę jeść mięso, ale od teraz, bo albo od razu, albo wcale. Oddaliśmy nasze mięsne jedzenie i od tego dnia warzywa i owoce stanowią podstawę naszej diety. Czy było i jest ciężko? Czasem. Ja generalnie, jak to Krzysiek twierdzi, nigdy nie lubiłam mięsa. Wołowina nie, wieprzowina tylko pod postacią szynek, kurczak- czasem. W sumie to najbardziej żal mi było śmieciowego żarcia, więc ta dieta na dobre mi wyszła :D Z Krzyśkiem było trochę gorzej, ale w sumie też poszło łatwiej niż myślałam. Na początku nie zrezygnowaliśmy z ryb (tak, ryby to też mięso, a głupie przekonanie, że jest inaczej pochodzi z chrześcijaństwa. Nie jedząc mięsa nie jesz zwierząt, a ryby to zdecydowanie istoty żywe), ponieważ chcieliśmy lepiej zapoznać się z dietą na jaką przeszliśmy. Musieliśmy poznać sposoby na uzupełnianie białka i innych składników odżywczych w naszych organizmach, a ryby, jak wszyscy dobrze wiedzą, są bardzo zdrowe. Gdy nasze posiłki stały się bardziej zbilansowane, wtedy ryby również poszły w odstawkę, a potem zaszłam w ciążę...

Nie, nie jadłam mięsa w ciąży. Nie musiałam. Mój lekarz prowadzący ciążę od początku wiedział, że nie jem mięsa, wiedział też, że jak tylko jego zdaniem będę musiała zacząć je jeść ma mi o tym powiedzieć. Przepisał mi odpowiednią suplementację i często miałam robione badania krwi. Do 6 miesiąca pracowałam w miejscu, gdzie obok był bar z jedzeniem. Tłustym jedzeniem. Zapach smażonego mięsa i starego oleju dostawał się mocno do moich nozdrzy. Ledwo wytrzymywałam. Myślę, że jakby kazali mi wtedy zjeść mięso to zwróciłabym je zanim zdążyło by przejść całą drogę do żołądka. Za to jakoś w 8 miesiącu naszła mnie straszna ochota na szynkę. Zjadłam cukinię i mi przeszło. No cóż, ciąża taka jest. Teraz już ponad 9 miesięcy karmię piersią. Na początku naszej drogi mlecznej Idalia mało przybierała na wadze. Czy to jest wina diety wegetariańskiej? Raczej wątpię, bo znam dużo mam, które nie jadły mięsa karmiąc, a ich pociechy nie miały żadnych problemów z wagą. Mój ginekolog nadal nie widział powódek do tego bym zaczęła mięso jeść, za to pediatra Idalii zasugerowała powrót do jedzenia ryb, niezapominanie o nabiale i jajkach. Posłuchałam i ryby jem po dziś dzień. W końcu karmić przestanę, więc i zwierzęta morskie pójdą w odstawkę, jednak teraz zdrowie mojego dziecka jest dla mnie najważniejsze. Czy dzięki powrotowi do ryb Idalia zaczęła ładnie tyć? Raczej wątpię, bo stało się to dopiero gdy zaczęliśmy rozszerzać jej dietę, ale mimo wszystko wierzę, że to moje pewnego rodzaju poświęcenie, dostarcza Idalii niezbędnych składników do prawidłowego rozwoju. 

Koleżanka wspomniana w pierwszym akapicie napisała, że podziwia nasze stałe niejedzenie mięsa. Ja uważam, że nie ma czego podziwiać. Nie traktujemy tego jako żadne poświęcenie, uważamy to za normalne i zdrowe. Nikomu w talerz nie patrzymy i nie lubimy gdy patrzy się w nasz. Idalia mięso dostaje. Nie, nie gotuje jej. Dostaje je w słoiczkach i w obiadach u moich rodziców. Wiem, że z czasem będę musiała ugotować jej tego kurczaka czy kupić szynkę (przy okazji Simbie się skapnie :P). Na razie ratuję się "gerberkami" i nie czuję się z tego powodu gorszą matką. Kiedyś, w przyszłości mała sama zdecyduje czy mięso jej odpowiada czy nie. A jeżeli nie, ja jako matka, będę robiła wszystko by zdrowo się odżywiała, by miała radość z jedzenia. Owa koleżanka zapytała także skąd wiemy, że niczego nam nie brakuję? Że dostarczamy sobie wszystkie niezbędne składniki? Odpowiedziałam zgodnie z prawdą- nie wiemy. Żeby wiedzieć musielibyśmy przynajmniej raz w miesiącu robić sobie badania krwi (Edit. Krzysiek co jakiś czas oddaje krew, ja się boję. Gdy sprawdzał ten tekst powiedział, że on wie, że wszystko ma w normie :)) Czy Wy to robicie? Dla mnie wyznacznikiem jest nasze samopoczucie zarówno fizyczne, jak i psychiczne, a z nimi u nas wszystko w porządku ;)

Na koniec kilka anegdotek. Znacie ten kawał po czym poznać poznaniaka? Po tym, że sam Wam o tym powie. To samo dotyczy wegetarian :P Kiedy znajomi proponują wyjście do knajpy- "ale pamiętajcie, że ja nie jem mięsa", kiedy mama zaprasza na obiad- "ale będzie coś niemięsnego? bo ja nie jem mięsa", kiedy kelner pyta o zamówienie- "wie Pan, bo ja...."- zawsze i wszędzie. I nawet jeżeli jesteś wegetarianinem i się z tym nie zgadzasz, tym bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że tak właśnie jest ;) Pamiętajcie również nigdy nie pytać osoby na diecie bezmięsnej o to co je. Zawsze jak słyszę pytanie "to co Ty jesz?!" milknę na moment i uśmiecham się tępo uważając, że pytanie mojego rozmówcy to żart. Kiedy zauważam, że jednak nie, że on z zaciekawioną miną czeka na odpowiedź, że on tak serio, odpowiadam niemalże zgodnie z prawdą- "gówno". Niemalże zgodnie z prawdą? A no owszem, bo skoro ktoś w diecie widzi tylko mięso, to wszystko inne dla niego to gówno ;)

Dietę wegetariańską polecam całym sercem, jest zdrowa i idzie na niej żyć. Mi na przykład żyje się lepiej :) 

Żródło: http://eatandlove.pl/dlaczego-zaczelam-mordowac-salaty/

Obserwujcie mnie na instagramie! Link- Piegusowelove

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz